sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 1.: Początki w nowym miejscu zawsze są trudne

***UWAGA***
W tym rozdziale pojawi się scena nieco erotyczna, ale będzie to jak na razie pierwsza na kilka bądź kilkanaście rozdziałów, więc proszę od razu nie uprzedzać się do bloga, gdyż nie będzie on nafaszerowany mocno takimi scenami ;) No chyba, że będziecie chcieli ;D

Druga sprawa: dziękuję Wam za tyle odwiedzin dla bohaterów :) Mam nadzieję, że rozdział Was nie zawiedzie i zostaniecie ze mną na dłużej ;) Dodałam dodatek "Zaobserwuj ;)" wiec jeśli chcecie na bieżąco być z rozdziałami na moim blogu, kliknijcie to :) Jeśli nie, zachęcam do odwiedzenia zakładki "Informowani" :) Aaa i dodałam opcję anonimowego dodawania komentarzy, więc zachęcam do wyrażania opinii ;)

Ps. Kina, spodobała mi się zakładka na Twoim blogu "Zapytaj bohatera". Czy byłabyś mocno zła, gdybym i ja takową założyła u siebie? :)

Cały świat Justine legł w gruzach, kiedy dowiedziała się o rozwodzie rodziców. Nie mogła uwierzyć, że ojciec był zdolny do tego, żeby zdradzić mamę. I to jeszcze z jakąś mugolką... On, dumny czarodziej czystej krwi, Thomas Morgan, wdał się w romans z niemagiczną istotą. Znienawidziła go. Rozwalił jej szczęście. Jej i mamy. Rozwalił ich rodzinę. Obwiniała go za to, przestała się do niego odzywać. Sąd zdecydował, że opiekę nad Justine będzie sprawować matka, a ta, chcąc zapomnieć o swoim dawnym mężu, postanowiła, że przeprowadzi się z powrotem do Londynu, do swoich rodziców. A co za tym idzie, Justine razem z nią.
   To nie było proste. Zostawić przyjaciół, znajomych, chłopaka... przeprowadzić się, mało tego, że do innej miejscowości, to do całkiem innego państwa. Inny klimat. Inni ludzie. To było dla niej za wiele. Przyzwyczajona do słonecznego wybrzeża Francji czuła się nieswojo i obco w deszczowym Londynie. Szczęście, że jej rodzice byli Anglikami i uczyli ją jej ojczystego języka, kiedy od maleńkiego mieszkała we Francji. Inaczej, nie odnalazłaby się tutaj. Teraz, 1 września, stała razem z matką na peronie 9 i 3/4 i czekała. Czekała na ostatni moment, w którym jeszcze będzie można wsiąść do tego pociągu wiozącego uczniów do ich szkoły. ICH szkoły. Nie jej. Nie czuła się powiązana z tym miejscem. I to jeszcze miała tutaj trafić tuż po wojnie... Tęskniła za Beauxbatons. A teraz musiała zamienić błękitny mundurek na szatę uczniowską Hogwartu. Tylko do jakiego domu trafi? Ohh, naczytała się o Hogwarcie, kiedy dowiedziała się o zmianie szkoły. Miała teraz w głowie ogrom informacji na jego temat. Cztery domy. Czterech założycieli. Cztery różne charaktery i osobowości. Godryk Gryffindor, Helga Huffelpuf, Rovena Ravenclow i Salazar Slytherin. Kiedy to przeczytała, od tamtej pory już wielokrotnie próbowała dopasować się do któregoś z nich, ale nie bardzo jej to wychodziło. Gryffindor... Czy była odważna? Nie potrafiła tego stwierdzić. Chyba nie. Gdyby zobaczyła nagle na swej drodze trolla albo olbrzymiego pająka, na pewno by stchórzyła. Lojalność, wierność... Tak, te cechy posiadała. Huffelpuf.. Nieee, w ogóle nie czuła, by kiedykolwiek tam trafiła. Ravenclow... Nauka? Szła jej całkiem nieźle. Slytherin... Pewność siebie? Cięty język? Spryt? Pasowała tu trochę, ale.. sama nie wiedziała, czy chciałaby przynależeć do tego domu. Jej rozważania zawsze kończyły się dylematem, czy pasuje bardziej na Gryfonkę, czy Ślizgonkę. Ehh.. to wszystko było dla niej takie dziwne i nowe...
- Trzymaj się, córciu... - powiedziała cicho mama Jus, przytulając mocno córkę. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą zaraz wytarła, aby Justine jej nie zauważyła. Po chwili odsunęła się od córki i spojrzała na nią z ogromną miłością.
- Mamuś... - wywróciła oczami. - Poradzę sobie, jestem już duża. - uśmiechnęła się, miała nadzieję, w miarę przekonująco. Chyba jej się to udało, bo jej matka odwzajemniła uśmiech.
- To.. ja wsiadam... - powiedziała Jus niechętnie i złapała za rączkę swojego kufra, w którym miała wszystkie potrzebne rzeczy oraz za klatkę z czarną jak noc sową, której błyszczały złote oczy.
   Weszła do pierwszego wagonu na samym początku Hogwart Express. Zajrzała do pierwszego przedziału, w którym siedziała jakaś starsza kobieta. Miała na sobie ciemnozieloną szatę i wzbudzała respekt.
- Yyy.. przepraszam. Czy tutaj jest wolne? - zapytała, a kobieta spojrzała na nią znad okularów.
- Nie, moja droga. To jest przedział dla prefektów naczelnych.
- To gdzie oni w takim razie są? - zapytała z przekąsem, nie widząc tutaj nikogo, oprócz tej czarownicy.
- Jeszcze nie są wybrani. A teraz, moja droga, mogłabyś opuścić ten przedział i mi nie przeszkadzać? Mam na prawdę duży dylemat.
- Dobrze, pani... - urwała, zastanawiając się.
- Profesor McGonagall.
   Jus kiwnęła głową i opuściła przedział. Westchnęła i zajrzała do kolejnego. Niestety, w każdym już ktoś siedział. Nienawidziła nawiązywać nowych znajomości, więc nawet tam nie zaglądała tylko od razu szukała wolnego przedziału. Na jej nieszczęście, nie znalazła takiego. Przez jakieś piętnaście minut przedzierała się przez cały pociąg tylko po to, by jej poszukiwania zakończyły się fiaskiem.
   Na końcu pociągu zobaczyła ostatni wagon. W środku było ciemno. "Dziwne.. przecież na dworze świeci słońce" - pomyślała, odstawiła kufer oraz klatkę z sową i otworzyła cicho drzwi wagonu, by sprawdzić, czy może tam jest jakiś wolny przedział. Stwierdziła, że może to być idealne miejsce na jej podróż do Hogwartu, nikt jej tu nie znajdzie przez całą drogę i nikt nie będzie przeszkadzał.

****Kilka minut wcześniej*****
   Siedział sam w przedziale, czekając na przyjaciół. Jak zwykle był pierwszy, jak zwykle to on musiał zająć przedział i jak zwykle to jemu się nudziło podczas czekania na resztę. Z czasem jego przyjaciele zaczęli zajmować miejsca obok niego, witając się i od razu sprawiając, że na jego ustach zagościł nikły uśmiech. Na samym końcu do przedziału weszła jego dziewczyna. Spojrzał na nią. Sam nie wiedział po raz który zastanowił się, czy na pewno ją kocha. Nie, raczej nie. Gdyby tak było, nie zdradzał by jej, pragnąłby jej ciągłego towarzystwa, a on niemalże miał jej dość. Byli ze sobą od końca piątej klasy, a od końca szóstej zaczął ją zdradzać. I ona dobrze o tym wiedziała. Mimo to nie zrywali ze sobą. Chyba za bardzo bali się reakcji rodziców, którzy się przyjaźnili. Już dawno zostało przesądzone, że Dracon Lucjusz Malfoy i Daphne Greengrass będą razem. Tak postanowili ich rodzice i tak miało być. Nie chcieli myśleć o konsekwencjach, gdyby się im sprzeciwili. Draco, niezbyt szczęśliwy, że jest w związku z kimś kogo nie kocha, zdradzał swoją dziewczynę, szukając przygody, uniesień, emocji. Daphne, również go nie kochała, ale szczyciła się tym, że jest z chłopakiem, który jest obiektem pożądania niemal każdej dziewczyny w tej szkole. Gdy weszła do przedziału, przywitała się z Draconem namiętnym pocałunkiem. Chłopakowi przyszło coś do głowy.
- Hej, Daphne. Wiesz, jak się za tobą stęskniłem? - zapytał, sadzając ją sobie na kolanach. Zmienił się od momentu gdy zaczęli być razem. Miał wtedy piętnaście lat, teraz miał osiemnaście i co innego było mu w głowie.
- Nie wiem. Możesz mi pokazać, jak bardzo? - spytała figlarnie, a blondyn zaczął ją całować.
- Ej, stary, ja wiem, że jesteście razem i w ogóle, ale moglibyście się nie lizać przy nas. - rzucił Blaise, najlepszy przyjaciel Dracona.
- Zabini, daruj. Nie widziałem się z Daphne całe wakacje. Chodź, kotku, spokojnie sobie porozmawiamy i dopiero tu wrócimy. - Ślizgon wstał i trzymając dziewczynę za rękę, opuścił przedział i wszedł do najbliższego wagonu, który jak się okazało był ostatni. Jeden przedział był pusty, w drugim siedziało troje pierwszoroczniaków. Nie chciał, by ktokolwiek im przeszkadzał.
- Ten przedział był zajęty. - powiedział, wchodząc do środka.
- Ale nikogo tu nie było... - zaczął jakiś chłopak, ale speszył się pod wzrokiem wiele starszego blondyna.
- Wynocha stąd. Ale już! - warknął i obserwował, jak pierwszaki opuszczają przedział.
- Szybciej. - popędził ich tonem nieznoszącym sprzeciwu, a kiedy został sam z Daphne, przyciągnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować.
- Aż tak bardzo się za mną stęskniłeś? - wymruczała dziewczyna między pocałunkami.
- Tak.. bardzo. - wychrypiał Draco, kiedy jego partnerka zeszła pocałunkami niżej, pieszcząc językiem wrażliwe miejsca na jego szyi.
   Wyciągnął z kieszeni różdżkę i jednym jej machnięciem sprawił, że w wagonie zrobiło się ciemno. Drugie machnięcie spowodowało pojawienie się małych, srebrnych kulek światła, które rzucały delikatną poświatę na przedział, dając odpowiedni nastrój.
- Jak myślisz, Draco.. czy nie będzie nam tutaj nikt przeszkadzał?  - spytała, pocierając delikatnie dłonią wybrzuszenie w jego spodniach.
- Z całą pewnością nikt tutaj nie zajrzy. - Draco zapewnił ją, choć wcale nie był tego taki pewien. Ale nawet gdyby, to co. Jest pełnoletni, może robić, co chce i na co ma ochotę. A że ostatnio przeważnie ochotę ma na imprezowanie i na dziewczyny, to nikt mu tego nie zabroni.
   Zadrżał, gdy Daphne rozpięła jego spodnie i klęcząc przed nim zaczęła powoli pieścić ustami jego męskość, doprowadzając go do spełnienia.

************

Justine cicho otworzyła drzwi wagonu. Jej uszu dobiegły ciche, męskie jęki i pomruki. Nie mogąc się powstrzymać, zajrzała do jednego z przedziałów. Drzwi były otwarte, ale wokół panował mrok, tylko w środku unosiły się blade kule światła. To co tam ujrzała przeszło jej oczekiwania. Na środku stał jakiś chłopak, w tym magicznym świetle jego włosy wydawały się niemal białe, a cera blada. Miał zamknięte oczy i grzesznie rozchylone usta. Wydawał ciche jęki, kiedy dziewczyna klęcząca przed nim sprawiała mu rozkosz. Justine stała w drzwiach, wpatrując się w twarz chłopaka, która w delikatnej, srebrnej poświacie oraz wymalowanej na niej rozkoszy wyglądała tajemniczo i intrygująco.
   Blondyn nagle otworzył oczy i napotkał wzrok dziewczyny. Z początku trochę się speszył, ale zaraz potem oprzytomniał. "Co ja się będę przejmował" - pomyślał i nie dał Daphne żadnego znaku, że ma przestać. Uśmiechnął się cwaniacko, patrząc w oczy dziewczyny stojącej w drzwiach. Justine się speszyła i spuściła wzrok. Czym prędzej odwróciła się i opuściła wagon, a Draco, nim odeszła, zdążył jeszcze zobaczyć, jak blade światło oświetla jej czerwone włosy. Uznał to raczej za jakieś przewidzenie, gdyż nie przypominał sobie, by ktokolwiek w Hogwarcie miał czerwone włosy. Zamknął ponownie oczy, szybko zapominając o tym zajściu i dał się ponieść rozkoszy.
   Justine w tym czasie złapał za swój kufer i klatkę z sową i otworzyła drzwi do pierwszego przedziału, zaraz obok.
- Przepraszam, czy tutaj jest wolne? - zapytała lekko drżącym głosem. Nie powinna była zaglądać do tego wagonu. A jeśli już powinna od razu odejść, a nie ten chłopak ją zauważył.
   Nagle zdała sobie sprawę, że dwaj chłopacy oraz dziewczyna siedzący w przedziale gapią się na nią jak na przybysza z innej planety.
- Okej, czyli nie. Dobra, to ja pójdę.. - odwróciła się i już miała wyjść, gdy zatrzymał ją głos jednego z chłopaków. Miał ciemną karnację i był całkiem przystojny.
- Nie, czekaj, zostań. Chodź, usiądź. - powiedział, podnosząc się z miejsca i podchodząc do niej. Wyciągnął w jej stronę rękę.
- Mam na imię Blaise.
- Justine. - ujęła jego dłoń, a chłopak przytrzymał ją trochę dłużej niż powinien i pogładził ją delikatnie kciukiem.
- Daj kufer, położę go na półkę. - powiedział i nie czekając na jej reakcję, wtachał go na górną półkę razem do swojego kufra i reszty jego towarzyszów.
   Zapoznała się z pozostałą dwójką, dowiadując się, że chłopak ma na imię Terence, a dziewczyna Pansy i zajęła miejsce od okna, obok dziewczyny, która siedziała sama na przeciwko Terence'a. Blaise, gdy zapakował kufer na górę, wcisnął się obok Justine, rzucając do siedzącej obok brunetki:
- Posuń się, Pans.
   Zielonooka prychnęła, ale zrobiła przyjacielowi miejsce obok czerwonowłosej. "Rany, następna. Czy ten Zabini nie może sobie żadnej odpuścić?" - zapytała się w duchu.
- Nie widziałem Cię tu wcześniej. - zagadnął Blaise do patrzącej w okno Justine. Ta zerknęła na niego i odpowiedziała:
- Jestem tutaj nowa.
- Jesteś pierwszoroczna? - zdziwiony zlustrował ją wzrokiem.
- Nie jestem. - zaśmiała się, gdyż rozbawiła ją myśl, że miałaby mieć 11 lat. - Mam 17 lat. W wakacje przeprowadziłam się z Francji tutaj i musiałam zmienić szkołę.
   Zabini uśmiechnął się.
- Już rozumiem.
- Diable, co rozumiesz? - zapytał jakiś męski głos, który nie należał ani do Blaise (który i tak by nie rozmawiał sam ze sobą), ani do Terence'a. Spojrzała więc w stronę wejścia do przedziału, skąd dobiegł jej ten głos i omal nie zachłysnęła się powietrzem. Był to chłopak, którego widziała w tym ciemnym przedziale, a za nim do środka weszła jakaś dziewczyna. Zapewne byli razem, skoro robili takie rzeczy. I to w przedziale pociągu pełnym uczniów.
- Nic. Ty i tak nie zrozumiesz. - rzucił Zabini. Młody Malfoy zbył go wzruszeniem ramion i podszedł do nowej osoby w przedziale. Wyciągnął w jej stronę rękę, przedstawiając się:
- Nazywam się Draco. Dla przyjaciół Smok. - uśmiechnął się, gdy Czerwona uścisnęła jego dłoń.
- Justine. Lub po prostu Jus. - odpowiedziała, szybko zabierając rękę, mimo iż blondyn chciał ją potrzymać trochę dłużej. Przystojny Ślizgon zajął miejsce od okna, na przeciwko Justine, a Daphne usiadła między nim a Terencem, nawet nie witając się z nową uczennicą. Najwidoczniej widziała w niej rywalkę. Draconowi od razu rzuciły się w oczy czerwone włosy nowo przybyłej. Teraz wpatrywał się w nią z rozbawieniem, zastanawiając się, czy ona go poznała. Doszedł do wniosku, że chyba tak, skoro cały czas uparcie gapiła się w okno.
- Ja cię skądś kojarzę.. Czy my się wcześniej nie spotkaliśmy? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Nie, musiałeś mnie z kimś pomylić. - odrzekła i odważyła się na niego spojrzeć. Napotkała stalowoszare tęczówki, które wpatrywały się w nią z ciekawością i rozbawieniem. Nieco speszona odwróciła wzrok, ponownie oglądając krajobraz za oknem. Blaise próbował do niej jakoś zagadać parę razy, lecz ona zbyła go krótkimi odpowiedziami.
   Po kilku godzinach podróży drzwi do ich przydziału otworzyły się i do środka weszła śliczna dziewczyna, z brązowymi włosami i oczami, o zgrabnej figurze i w szacie w barwach Gryffindoru.
- Malfoy, McGonagall każe Ci przyjść do swojego przedziału. - poinformowała blondyna.
- Za ile mam być? - spytał, niechętnie odrywając wzrok od czerwonowłosej i ze zdziwieniem stwierdzając, że większość podróży jej się tak przypatruje.
- Zaraz, Malfoy.
- A ile mogę się spóźnić? - zapytał, przeczesując palcami swoje włosy.
- Wcale. McGonagall kazała Ci przyjść natychmiast. - rzuciła, odwróciła się na pięcie i odeszła. Draco niechętnie wstał i ruszył do wyjścia z przedziału.
- Czego ta kobieta ode mnie chce? - zapytał na głos tonem, jakby szedł na szlaban, choć domyślał się, że chodzi o bycie prefektem. To było jasne już wcześniej, że nim zostanie/ Dobrze się uczył, najlepiej w swoim domu na swoim roku. Więc to chyba było oczywiste.
   Wyszedł z przedziału i kilkoma szybkimi krokami dogonił Hermionę.
- Ej, Granger, gdzie Ci się tak spieszy? - zapytał, kiedy znalazł się tuż za nią.
- Gdybyś chwilę pomyślał, to byś wiedział, że po odznakę prefekta. - odpowiedziała, nie oglądając się za siebie.
- Więc to jednak ty, a nie Potter?
- Tak. McGonagall powiedziała, że miała wielki dylemat, ale ostatecznie stwierdziła, ze skoro Harry jest kapitanem drużyny, to ja będę prefektem.
- Ja też jestem kapitanem i jakoś jestem prefektem. - młody Malfoy wzruszył ramionami.
- Tak, ale w Slytherinie byłeś jedynym kandydatem. - rzuciła i weszła do odpowiedniego przedziału, gdyż znaleźli się już na początku pociągu.
   McGonagall powitała czwórkę nowych prefektów naczelnych, przedstawiła im ich obowiązki, ale też przywileje oraz poinformowała, że każde z nich ma dostęp do łazienki prefektów oraz posiada własne dormitorium, każde w innej części zamku. Na sam koniec powiedziała:
- Oprócz pierwszorocznych uczniów, którzy w tym roku rozpoczną naukę w tej szkole, jest też nowa uczennica. Ma siedemnaście lat, wiec będzie chodziła z Wami do klasy. Dotychczas uczyła się w Beauxbatons i każda klasę kończyła z wysokimi wynikami. Po ceremonii przydziału okaże się, do którego domu trafi i Justine i który prefekt ma się nią zająć. Czy to jest zrozumiałe?
- Tak, pani profesor. - odpowiedzieli wszyscy czworo.
- Oczywiscie rozumiecie, że jako prefekci macie teraz zrobić obchód pociągu, po czym wracacie tutaj i spędzacie resztę podróży w tym przedziale?
   Nowi prefekci pokiwali głowami i niechętnie wyszli z przedziału, wypełniając swoje nowe obowiązki.
   Draco podczas obchodu zajrzał do przedziału, gdzie siedzieli jego przyjaciele.
- Bijcie pokłony przed nowym prefektem naczelnym. - powiedział, wchodząc do środka. Justine zmarszczyła brwi, słysząc termin "prefekt naczelny". Czytała coś o nim lecz nie potrafiła sobie za bardzo przypomnieć co..
- Czerwona, jak trafisz do Slytherinu, to mam się Tobą zająć. - powiedział Draco, uśmiechając się cwaniacko do nowej koleżanki.
- Po pierwsze, mam na imię Justine, a po drugie, mną się nie trzeba zajmować. - odpowiedziała.
- Dobrze. Więc słuchaj, Justine. - Draco zaakcentował jej imię. - To polecenie McGonagall. Ma się tobą zająć ten prefekt, do którego domu trafisz.
- Potrafię sama się sobą zająć.
- Beze mnie, albo jakiegoś innego prefekta, zgubiłabyś się w Hogwarcie. Zajebałabyś się w akcji. - Draco nie szczędził słów, chcąc pokazać swoją wyższość nad nową uczennicą. Nie miał nic do przeklinania. Wręcz przeciwnie - uważał, że czasami trzeba powiedzieć jakieś brzydkie słowo, jeśli sytuacja tego wymaga. A ta wymagała.
- Tak? W takim razie mam nadzieję, że nie trafię do Slytherinu, skoro miałbyś się mną zajmować ty. - odparowała.
- Wiesz, że teraz obrażasz tu wszystkich siedzących? Każdy jest Ślizgonem. - Draco miał rozbawione iskierki w oczach.
- Ja nikogo nie obrażam, tylko mówię, ze nie chciałabym, żebyś się mną zajmował.
- A to dlaczego?
- Bo wyglądasz mi na takiego, który potrafi zadbać tylko o siebie i to też nie zawsze, a nikim innym się nie przejmuje.
- Nawet nie wiesz, ja bardzo pozory mylą. - puścił jej oczko. Stał tyłem do Daphne, więc ta, niczego nieświadoma, nie ingerowała w tę dyskusję.
- Zobaczymy. - rzuciła Justine na odczepkę, a Smok wyszedł z przedziału i wrócił do McGonagall. Przez rozmowę z czerwonowłosą przybył ostatni i zajął jedyne wolne miejsce, obok pani profesor. Myślami cały czas był przy tej nowej. Stawiła mu opór.. Nie chciała, żeby się nią zajął... Postanowił, że albo sprawi, że sama go będzie prosić, by się nią zaopiekował, albo uprzykrzy jej życie w tej szkole. Na razie jeszcze nie wiedział, jak będzie z nią postępować. Najpierw wyciągnie jej pomocną dłoń. To od jej zachowania będzie zależało, jaki los sobie wybierze...


*******
Hej, hej, hej :) i jak Wam się podoba? ^^
Liczę na komentarze z opinią, co mam poprawić, czy zmienić, co Wam się podoba lub nie :)
Zapraszam również na mojego drugiego bloga:
http://w-swiecie-magii-zagubiona.blogspot.com

Pozdrawiam :*
/Annabeth