poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 3.: Początek wojny

Witajcie kochani :)
Wiem, należy mi się porządny opieprz, zdaję sobie z tego sprawę. Ale jak wiecie, prowadzę jeszcze jeden blog <link> , ostatnio wstawiłam tutaj miniaturkę "Przepraszam Draco" (jeśli ktoś jeszcze nie przeczytał to zapraszam do poprzedniego posta i do wyrażania opinii na jej temat :3) no i mamy koniec roku szkolnego, a ja dodatkowo jeszcze bierzmowanie. Jeśli ktoś pracuje na czerwony, to ma bardzo mało czasu i wie, o czym mówię.. :/

Rozdział jest dość długi, tak mi się wydaje. (W końcu po tak długiej nieobecności muszę się jakoś zrekompensować swoim czytelnikom :*). Ale. Rozdział byłby JESZCZE dłuższy gdyby nie moja głupota. Otóż: pisałam rozdział w notatniku (tak, wiem, idiotyczny pomysł, ale cóż.. cała ja -,-) i nie zapisałam, a komputer z niewiadomych przyczyn się wyłączył i w żaden sposób nie mogłam odzyskać większej części rozdziału, którą pisałam dziś przez pół dnia. Z poczucia obowiązku siedziałam do niemal dwunastej w nocy, by odtworzyć to, co wcześniej napisałam, ale i tak nie miałam wystarczająco dużo siły, by napisać tyle, ile w dzień. Urwałam w pewnym momencie, a dalsza część akcji odbędzie się w kolejnym rozdziale. Ale teraz oddaje rozdział w Wasze rączki. Także ten: czytajcie i komentujcie :))

Ale koniec tego biadolenia :) rozdział nareszcie się pojawił, a ja czekam z niecierpliwością na Wasze opinie ;) Mam nadzieję, ze jak najwięcej czytających wypowie się na temat tej notki oraz mojego stylu pisania, bo nie mam pojęcia, czy pisać dalej czy też nie :)

***

   Kolacja minęła Justine głównie na rozmowie z Blaisem, Pansy oraz Terencem. Daphne, zbyt zajęta rzucaniem niechętnych spojrzeń na czerwonowłosą, która ewidentnie co chwila spoglądała na blondyna, nie zauważyła nawet, że jej chłopak robi zupełnie to samo w kierunku nowej uczennicy.
   Po posiłku nadszedł czas do pójścia do swoich dormitoriów.
- Za mną pierwszoroczni! - zawołał Draco w kierunku najmłodszych Ślizgonów siedzących przy ich stole. Kiedy zaczęli się podnosić i stanęli w grupce obok niego, on zwrócił się do Justine rozkazującym tonem:
- Morgan, ty też.
- Nie dzięki, sama trafię. - odpowiedziała, wstając z miejsca.
- Mam się tobą zająć i zapoznać z zamkiem. - wycedził. Nie sądził, że ta dziewczyna będzie stawiała taki opór.
- Już ci powiedziałam: sama się sobą zajmę. - rzuciła, idąc w kierunku wyjścia.
- Aleś ty uparta.. - Smok wywrócił oczami i ruszył za nią, dając ręką znać pierwszoroczniakom, że mają iść za nim.
- Dziewczyna uparta zawsze jest coś warta, Malfoy. Zapamiętaj to sobie. - odpowiedziała, nawet na niego nie patrząc. Chłopak wyrównał z nią krok i zerknął na nią. W jej oczach widać było upór i chęć zrobienia wszystkiego po swojemu. Zatrzymał się tak gwałtownie, że kilka idących za nim pierwszaków o mało na niego nie wpadło. Z lekka poirytowany złapał Justine za przegub ręki, zmuszając ją do tego, żeby również się zatrzymała. Zaskoczona gwałtownym szarpnięciem do tyłu, odwróciła się, a gdy ujrzała tego przyczynę, w jej oczach pojawiła się złość. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz Draco ją ubiegł:
- Słuchaj, może myślisz, że robię to z przyjemności, ale prawda jest taka, że to McGonagall kazała mi się tobą zająć. Więc nie stawiaj oporu i daj się grzecznie zaprowadzić do dormitorium.
   Jus wyrwała rękę z jego uścisku i odgarnęła z twarzy kosmyk czerwonych włosów, który opadł jej na oczy, gdy tak gwałtownie i brutalnie została zatrzymana i szarpnięta do tyłu, by się odwróciła. Już mu chciała pocisnąć, gdy przypomniała sobie słowa profesor McGonagall. Rozejrzała się. Ujrzała plątaninę korytarzy i ruchomych schodów. A jeśli się zgubi?
- Prowadź. - rzuciła i odwróciła się do niego tyłem, przez co nie ujrzała nikłego uśmiechu triumfu, jaki pojawił się na twarzy Ślizgona. Blondyn wyminął ją i zaprowadził grupkę swoich podopiecznych do pokoju wspólnego Slytherinu, podał hasło, następnie zaprowadził ich do swoich dormitoriów. Na sam koniec zostawił sobie Justine.
- Ty masz dormitorium razem z innymi dziewczynami z naszej klasy. Po lewej stronie, na samej górze. Pansy, Daphne i reszta powinny już tam być. Zmykaj. - rzucił, odwrócił się na pięcie i zniknął w dormitorium chłopców. Justine westchnęła i poszła zgodnie z jego wskazówkami. W środku rzeczywiście siedziały już dziewczyny. Poznała tam Lydię, która siedziała na łóżku razem z Daphne śmiejąc się tylko ze znanych im tematów. "Aha, psiapsióły. Jebane plastik-fantastik" - pomyślała Jus niechętnie. Następnie poznała jeszcze Claudię, która cichutko siedziała na swoim łóżku pogrążona w lekturze. Taka szara myszka.
   Pansy wszystko jej wytłumaczyła, po czym oznajmiła, że idzie spać, bo uczta późno się skończyła, a jutro od rana są zajęcia.
- Właśnie.. a plan lekcji? - zapytała Jus, rozglądając się po dormitorium.
- Jest na twojej szafce nooocnej.. - odpowiedziała zielonooka, ziewając.
   Czerwonowłosa spojrzała we wskazanym kierunku i rzeczywiście ujrzała tam kawałek pergaminu z rozpisanym planem zajęć, po czym spakowała książki potrzebne jutro. Gdy szykowała się do spania, przez przypadek usłyszała rozmowę Daphne i Lydii. Zerknęła na Pansy i zauważyła, że ona również przysłuchuje się tym dwóm laluniom, które siedziały na łóżku Greengrass zasłonięte kotarami. Szkoda tylko, że zapomniały rzucić zaklęcie wyciszające, żeby ich nie było słychać...
- Daphne.. uważaj lepiej na tą nową.. - odezwała się Lydia.
- Weź mi o niej nie przypominaj. - rzuciła ze złością Greengrass. Justine i Pansy nadstawiły uszu, natomiast Claudia niewzruszona siedziała na swoim łóżku pogrążona w lekturze.
- Widziałaś co było na stołówce? - zapytała psiapsióła Daphne, a Pansy spojrzała na Czerwoną z niemym pytaniem w oczach: "A co było na stołówce?".
- Powyrywam jej te czerwone kudły, jak tylko wejdzie mi w drogę. - odezwała się dziewczyna Malfoy'a głosem pełnym nienawiści, co niezmiernie zdenerwowało Jus. Jednym szybkim ruchem rozsunęła kotary.
- Co ty kurwa robisz?! - Greengrass poderwała się z łóżka i wyjęła różdżkę.
- Mama cię nie nauczyła, że nieładnie obgadywać innych?!
- Nie podsłuchuj ty pieprzona mendo!
- Czego ty ode mnie chcesz, dziewczyno?!
- Po prostu cię nie trawię! Wynoś się stąd! Nikt cię tu nie chce! - wykrzyczała Greengrass i rzuciła na Czerwoną zaklęcie odpychające. Pod wpływem Expulso Justine znalazła się nagle na drugim końcu dormitorium i z impetem uderzyła w ścianę. Z cichym stęknięciem wyprostowała się i wyjęła swoją różdżkę. Następne słowa Daphne jeszcze gorzej zdenerwowały Jus:
- Z tymi swoimi czerwonymi kudłami bardziej pasujesz do Gryffindoru niż do Slytherinu. - zakpiła. - Uważaj, żebyś się któregoś razu nie obudziła bez swojej pięknej fryzurki na głowie. - dodała szyderczo, a Justine zacisnęła palce na różdżce.
- Czyli o przynależności do domów decyduje kolor włosów? W takim razie masz, ty głupia małpo! - krzyknęła i zmieniła kolor włosów Daphne na... zielony.
- Rodowita Ślizgonka, nie ma co. - zakpiła i wściekła opuściła pomieszczenie. Gdy szła, kątem oka zauważyła, że z sąsiednich dormitoriów wyglądają zaciekawieni i rozbawieni mieszkańcy, chcący dowiedzieć się, co za afera już się rozkręca. Każdy chciał być w posiadaniu jak najświeższych plotek.
   Gdy Justine opuszczała pokój wspólny Ślizgonów, w lochach rozległ się przeraźliwy krzyk Daphne, która właśnie przejrzała się w lusterku. Jak burza wypadła z dormitorium, tym samym wywołując śmiech wśród gapiów swoim kolorem włosów.
- Gdzie ona poszła?! - wściekła zapytała zbiorowisko, wśród których był także jej chłopak z twarzą wykrzywioną w grymasie kpiny, rozbawienia, ale i jednocześnie podziwu dla wyczynu Czerwonej.
   Kilkoro obecnych wskazało Daphne kierunek, w którym udała się Jus. Greengrass szybkim krokiem przemierzyła pokój wspólny i wypadła na korytarz. Nie zdążyła zauważyć swojej rywalki, która dosłownie przed sekundą zniknęła za zakrętem. W oddali zauważyła, że Filch już patroluje korytarze, więc czym prędzej weszła z powrotem.
- I co? Dopadłaś ją? - zapytała podekscytowana Lydia, która dołączyła do grona ciekawskich gapiów czekających na nową sensację.
- Nie.. ale Filch już łazi, więc pewnie zarobi szlaban. - powiedziała z satysfakcją. - I to pierwszego dnia szkoły. - dodała z nieskrywanym zadowoleniem i weszła do dormitorium. Zaraz za nią za drzwiami zniknęła Lydia, po czym reszta zbiorowiska również zaczęła się rozchodzić. Pozostał tylko jeden blondyn, który, nie zastanawiając się zbytnio, wyszedł z pokoju wspólnego i ruszył w poszukiwaniu czerwonowłosej.

***

  Justine szła szybkim krokiem ciemnymi korytarzami Hogwartu, co chwila zaciskając dłonie w pięści i je rozluźniając. Rzadko się zdarzało, że ktoś zdenerwował ją do tego stopnia, by łzy wściekłości napływały jej do oczu, a skoro tej zołzie się to udało już pierwszego dnia znajomości, to pewny znak, że uda jej się to jeszcze nie raz. Przez tą wredną małpę czuła się odrzucona już pierwszego dnia szkoły, wiedziała, że ona uprzykrzy jej życie aż po sam koniec roku szkolnego, a to, co dziś miało miejsce, to dopiero początek wojny.
   Gdy skręcała za róg, poczuła, jak uderzyła w coś czołem. Podniosła wzrok i ujrzała przed sobą nikogo innego jak Dracona.
- Ugh znowu ty? - zapytała, masując obolałe miejsce.
- A co? Wolałabyś się natknąć na Filcha? - odpowiedział jej pytaniem na pytanie, próbując w mroku dostrzec emocje wypisane na jej twarzy, jednak nikłe światło świec uniemożliwiło mu to. Zauważył jedynie małą, błyszczącą łzę spływającą po policzku, na której widok lekko ścisnęło mu się serce, lecz nie dał tego po sobie znać. Wzbudziło to w nim jakiś nikły instynkt opiekuńczy, przez co poczuł ogromną ochotę wytrzeć słoną kroplę z jej policzka, jednak nie posunął się do tego.
- A kto to? - zapytała Jus, pociągając nosem.
- Woźny, który wlepi ci szlaban, jeśli nie wrócisz zaraz do dormitorium.
- Szlaban? Jaki?
- Nie wiem. - Draco wzruszył ramionami. - To może być wszystko. Od sprzątania klas po wizytę w Zakazanym Lesie.
   Justine zagryzła wargę. Nie miała ochoty na szlaban w jakiejkolwiek postaci i to już pierwszego dnia szkoły. Rozejrzała się. Nie wiedziała, którędy wrócić i co zrobić, by nie natknąć się na Filcha.
- To jak? Wracasz?
   Nie miała innego wyjścia. Westchnęła.
- Zgoda.. Prowadź.
   Blondyn wyminął ją i ruszył przed siebie, po drodze chwytając jej dłoń.
- To żebyś się nie zgubiła.. - podniósł jeden kącik ust w ironicznym uśmieszku, który dosłownie za moment zniknął, gdy Czerwona wyszarpnęła rękę.
- Widzę cię, obejdzie się bez tego. - wycedziła przez zęby, na co Malfoy już nic nie odpowiedział. Szedł w mroku dobrze znanymi mu korytarzami, uważając przy tym, by nie wpaść wprost w łapy woźnego.
   W pewnym momencie usłyszeli odgłosy kroków oraz ciche miałkanie. Justine spojrzała zdezorientowana na Draco i zauważyła, że ten rozgląda się nerwowo.
- To Filch.. - szepnął, szukając wzrokiem jakiejś kryjówki. Niedaleko od niech zauważył drzwi, które uznał za jedyną szansę ucieczki.
- Chodź.. - złapał Jus za rękę i kilkoma dużymi krokami pokonał odległość dzielącą ich od drzwi. Gdy je otworzył, ich oczom ukazał się mały składzik na miotły, w którym było miejsce tylko dla jednej osoby. Wepchnął tam Justine, nie zważając na jej protesty.
- Ciiicho! - syknął, przykładając jej palec do ust. Kroki woźnego były coraz głośniejsze.
- Jak Filch już pójdzie, poczekasz chwilę, wyjdziesz stąd, dojdziesz do końca korytarza, skręcisz w lewo i ostatnie drzwi po prawej. - powiedział i zamknął drzwi składziku. Nie minęło kilka sekund, kiedy Jus usłyszała zza nich męski głos.
- No proszę, pan Malfoy. O tej porze powinien być pan w łóżku.
- Cierpię na bezsenność. - mówienie kłamstw przychodziło Smokowi z łatwością. Nie zamierzał wydać Czerwonej, że to ona opuściła dormitorium, że kręciła się po szkole i że aktualnie siedzi obok w składziku na miotły. Nie wiedział, co nim wtedy kierowało, ale tłumaczył sobie, że to dlatego, iż nie chce, by Slytherin stracił jakiekolwiek punkty, zanim jeszcze je otrzyma. A on? On był prefektem i już miał w zanadrzu kolejną wymówkę.
- Poza tym, szukałem pewnej młodej Ślizgonki. Pierwszy dzień w Hogwarcie i nie wie jeszcze, co jej wolno, a co nie.
- Kręci się tu jeszcze ktoś? - fuknął Filch, rozglądając się przenikliwie, jakby widział wszystko, co się dzieje w mroku.
- Widziałem, jak opuszcza pokój wspólny i wyszedłem jej poszukać. Zapewne już jest z powrotem, nie ma się czym martwić. Wrócę do królestwa Slytherinu i sprawdzę.
- Dobrze, panie Malfoy, ale proszę pamiętać, że ja już się zatroszczę o szlaban dla pana. - powiedział woźny, uśmiechając się wrednie. "Gorszy niż Daphne" - pomyślała Jus, kryjąc się w składziku i słuchając tej rozmowy.
- W to nie wątpię. - rzucił kpiąco Malfoy i zaraz po jego wypowiedzi dało się słyszeć odgłosy kroków. Jus domyśliła się, że to Draco postanowił skończyć dyskusję i odejść. Zaraz po tym usłyszała, jak Filch mówi sam do siebie:
- Przeklęte bachory. Myślą, że im wszystko wolno. Dostanie szlaban i się nauczy. Chodź, Norris, idziemy do Snape'a.
   Justine poczekała, aż kroki Filcha ucichną i dopiero delikatnie i powoli otworzyła drzwi składzika. Rozejrzała się i szybkim krokiem ruszyła we wskazanym wcześniej przez Dracona kierunku. Chwilę później była już w pokoju wspólnym. Powoli, prawie że na palcach, zmierzała do swojego dormitorium. Niemal podskoczyła, gdy w pokoju wspólnym rozległ się chłodny głos Malfoy'a:
- No proszę. Nasza zguba się znalazła.
   Czerwona rozejrzała się i dopiero po chwili zauważyła, że na kanapie, tyłem do niej, siedzi blondyn. Nic nie odpowiadała, tylko wpatrywała się w tył jej głowy, zastanawiając się, czemu tak właściwie jej nie wydał. Chłopak podniósł się z miejsca i odwrócił w jej stronę.
- Gdzie to się chodziło? - zapytał, unosząc brew i krzyżując ręce na piersi. "W co on gra?" - zapytała się Jus z myślach.
- Przecież wiesz... - mruknęła zirytowana, lecz jej wypowiedź została zignorowana przez blondyna, mówiącego pewnym siebie głosem:
- Wiesz, że jako prefekt mam prawo w każdej chwili odjąć ci punkty dla domu lub zaprowadzić do któregoś z nauczycieli, z powiadomieniem, że złamała regulamin i powinnaś otrzymać szlaban?
- Śmiało, zrób to. - powiedziała Czerwona tonem, jakby rzucała Malfoy'owi wyzwanie.
- Pierwszy i ostatni raz ratuje ci tyłek. Zapamiętaj to sobie. - Draco zniżył głos do szeptu, wyminął ją i zniknął za drzwiami do swojego dormitorium. Justine westchnęła i nie mogąc nic zrozumieć poszła do siebie w nadziei, że Greengrass już śpi. Rzeczywiście, Panna-Jestem-Najlepsza-I-Najpiękniejsza drzemała sobie w swojej srebrno-zielonej pościeli, do której niezmiernie pasował jej nowy kolor włosów. Na jego widok Justine zachciało się śmiać, jednak musiała stłumić ten odruch, szybko i cichutko przebrać się w kremową, koronkową koszulę nocną i wskoczyć pod kołderkę. Wydawało jej się, że zasnęła, zanim jeszcze dotknęła głową poduszki.

***

   Następnego dnia Justine obudziła się, gdy tylko pierwsze promienie słońca zaczęły zaglądać do dormitorium. Zerknęła na zegar, było kilka minut po szóstej. Reszta jej towarzyszek jeszcze spała, więc po cichu, by nikogo nie zbudzić, wstała, wzięła najpotrzebniejsze rzeczy i poszła do łazienki. Wzięła długi, gorący prysznic i ubrała mundurek w barwach Slytherinu. Kiedy się malowała, do łazienki weszła Daphne z tym swoim zielonym kolorem włosów. Greengrass obrzuciła Justine wściekłym spojrzeniem, ale nic nie mówiąc weszła pod prysznic w celu zmycia tego okropnego koloru. Z czasem do łazienki wchodziły kolejne osoby, a około wpół do ósmej Jus była już gotowa i mogła spokojnie wrócić do dormitorium.
   Siadając na łóżko, zerknęła jeszcze raz na swój plan lekcji:

Eliksiry
Eliksiry
Zaklęcia
Obrona Przed Czarną Magią
Transmutacja
Zielarstwo

   Ciekawe, jak jej pójdzie. Jacy będą nauczyciele. Oby nie byli do niej jakoś uprzedzeni ani nic, bo jeśli nie skończy szkoły z dobrymi wynikami, nigdy nie znajdzie pracy, która by ją satysfakcjonowała. A było to albo stanowisko nauczyciela, albo posada w Ministerstwie Magii, najlepiej jako auror lub ich szef.
   Przeciągnęła się, ziewając, po czym stwierdziła, że pora iść na śniadanie. Podążyła za tłumem uczniów wychodzących z pokoju wspólnego w nadziei, że idąc za nimi dotrze do Wielkiej Sali. Na jej szczęście po kilku minutach znalazła się u celu i zajęła miejsce przy stole, gdzie nie było zbyt wiele osób i mogła w spokoju zjeść śniadanie. Nałożyła sobie na talerz tosta oraz nalała soku pomarańczowego. Wydawać by się mogło, że nic nie zakłóci jej spokojnej egzystencji, gdy po chwili obok pojawił się ten wredny arystokrata w towarzystwie Blaise'a i Terence'a.
- Morgan, uwazaj, bo ci w biodra pójdzie. - rzucił blondyn i wział szklanke soku pomarańczowego, stojącego przed Jus. Wypił jego zawartość i odstawił na miejsce, po czym odszedł, a Justine, zaciskajac dłonie w pięści, rzuciła tylko oschłe "Smacznego".
- Spokojnie, Jus. Ten typ tak ma. - Blaise poklepał ją po ramieniu, widząc jej minę.
- Czemu on zachowuje sie raz przyjaźnie, a raz jak dupek? - zapytała, patrząc w ślad za Malfoy'em, który teraz zajął miejsce wraz z Terencem obok Pansy.
- To jest Draco, tego nie ogarniesz. - westchnął Zabini i usiadł obok Jus, po czym poczęstował się jej tostem. Dziewczyna wywróciła oczami i wzięła ze stołu jabłko. Po skończonym posiłku, zapytała swojego towarzysza:
- Blaise.. zaprowadzisz mnie do klasy?
- Z największa przyjemnością bym to zrobił, ale chyba ktoś inny miał się tobą zająć? - zapytał Diabeł z lekkim uśmiechem, jakby troche zawiedziony, a Justine jęknęła zrezygnowana. Jeszcze bardziej dobiło ją to, że dosłownie za sekundę pojawił się obok Malfoy i zapytał tym swoim ironicznym tonem:
- I jak Morgan? Gotowa na wycieczkę?
   Czerwona wstała z miejsca z miną, jakby szła na ścięcie i rzuciła Blaise'owi zbolałe spojrzenie. "Ratuj" - powiedziała bezgłośnie, na co Diabeł tylko uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Chodźmy.. - westchnęła i ruszyła za Draconem, idącym w stronę wyjścia.
- Czemu mnie oprowadzasz? - zapytała, zrównując z nim krok.
- Bo muszę. - wzruszył ramionami, nawet na nią nie patrząc.
- Przecież mógłby mnie oprowadzać ktos inny.
- Chcesz się pozbyc najprzystojniejszego przewodnika w szkole?
- Najprzystojniejszego? Gdzie? Nie widzę.. - powiedziała Jus, rozglądając się teatralnie dookoła, za co została dźgnięta palcem w żebra.
- Ała! - zawołała, masując obolałe miejsce.
- Wredna jesteś. - rzucił Draco.
- To po co marnujesz na mnie swój cenny czas? - spytała, a chłopak zastanowił się chwilę.
- Bo to zabawne, jak tak się na mnie denerwujesz. A ja lubię denerwować innych. A że jesteś tutaj nowa, to dodatkowa rozrywka. - odpowiedział po chwili i zerknął na nią.
- Sprawia ci to przyjemność? - zapytała zła, że ktoś tak bawi się jej uczuciami, że to, że wywołuje w niej złość, kogoś bawi.
- Nie spinaj się tak, Morgan, złość piekności szkodzi. - chłopak uniósł do góry jeden kącik ust w złośliwym uśmieszku.
- Po nazwisku to po pysku, Malfoy. - warknęła Czerwona.
- Uuu jaka kulturka. - mruknął.
- Większa niz u ciebie. - odparowała.
- Nie prowokuj.. - Ślizgon pokręcił głową.
- Bo co? - zapytała Jus, zatrzymując sie i krzyżując ręce na piersi. Draco stanął na przeciw niej. Patrząc jej w oczy, pochylił głowę, zbliżając twarz do jej twarzy.
- Bo pożałujesz. - wyszeptał, nadal patrząc w jej duże, brązowe oczy. - Chyba nie chcesz, żebym uprzykrzał ci życie az do końca szkoły.
- Nie musisz. Twoja kochana dziewczyna perfekcyjnie się tym zajmie. - powiedziała Jus, wypowiadając słowa "kochana dziewczyna" niemal z jadem w głosie.
- A teraz, jak możesz, zaprowadź mnie do klasy, bo inaczej się spóźnimy. I zarobisz kolejny szlaban. Przeze mnie. - powiedziała złośliwie, hardo odwzajemniając spojrzenie Dracona. Chłopak poczekał jeszcze chwilę, nie odwracając wzroku i czekając, aż Czerwona pierwsza to zrobi. Gdy to się stało, ze swoim malfoyowskim uśmieszkiem odwrócił się i ruszył w dalsza droge do klasy, do której i tak weszli spóźnieni.


***

Zapraszam do zakładki "Zapytaj Bohatera" :)
Serdecznie Was pozdrawiam, całuję i do następnego :*
/Wasza Annabeth

poniedziałek, 4 maja 2015

OneShot #1

"Przepraszam Draco"

   Jak praktycznie co wieczór stała na rogu dwóch ulic Londynu, w krótkiej spódniczce i obcisłej bluzce z dużym dekoltem. Czekała, aż trafi jej się jakiś klient. Tak, to było okropne, co robiła, ale jakoś zarabiać musiała.. A cóż miała poradzić, skoro nie mogła sobie znaleźć żadnej pracy? Minęło pięć lat, odkąd skończyła Hogwart. A siedem od Wielkiej Bitwy, w której został pokonany zły Lord Voldemort. Doskonale to pamiętała. Była wtedy w piątej klasie i nie brała udziału w walce, ale zginęło w niej wiele jej starszych znajomych. To były okropne czasy... Do dziś ma ciarki na plechach, kiedy przypomina sobie tamten rok nauki.. Cruciatus w ramach kary za byle co... Na szczęście Złotemu Chłopcu udało się pokonać Czarnego Pana i koszmar się skończył. Ale niestety nie zwróci to życia jej rodziców ani siostry, którzy zginęli w tych okropnych czasach... Poszła do domu dziecka. Nie miała żadnych bliskich. A kiedy skończyła szkołę i stała się pełnoletnia, lekko mówiąc wyleciała stamtąd i musiała sobie jakoś radzić. W skarbcu rodziców były na szczęście jakieś oszczędności, za które przez jakiś czas żyła. Z czasem środki na życie się skończyły, a ona była w czarnej dupie. Za cholerę nie mogła sobie znaleźć pracy, dlatego zdecydowała się na to, co dziś robi. Obecnie miała 22 lata i proszę. Pracowała jako prostytutka. 
   Westchnęła i odgoniła od siebie ponure myśli, wspomnienia przeszłości. "Skup się na teraźniejszości i szukaj kogoś na dziś." - pomyślała, rozglądając się. W oddali zauważyła jakiegoś mężczyznę, który od razu przykuł jej uwagę. Ubrany był w ciemne rurki i szarą bluzę. Patrzył się pod nogi, nie przed siebie, przez co nie widziała jego twarzy. W jego postawie i stylu chodzenia było coś.. przyciągającego. Zainteresował ją. Zagryzła wargę. Tak.. To jest jej cel na dziś. Ona MUSI go zaczepić.. dotknąć.. spędzić z nim noc... Ten mężczyzna po prostu przykuł jej uwagę. Z każdą chwilą, z każdym krokiem był coraz bliżej niej. Szedł z kapturem na głowie, rękoma w kieszeni i głową spuszczoną w dół. Był przygarbiony, jakby coś go gnębiło. Był smutny. A to oznaczało, że potrzebował pocieszenia. Co z kolei wiązało się z tym, że ona może mu się dziś przydać..
   Mężczyzna szedł w stronę stojącej na rogu kobiety, cały czas patrząc w ziemię, więc pomyślała, że i tak jej nie zauważy. Ruszyła w jego kierunku i celowo zderzyła się z nim. Mężczyzna odruchowo złapał ją za ręce, by uchronić ją przed upadkiem. Spojrzał na nią, a ona od razu zatraciła się w jego stalowoszarych tęczówkach.
- Najmocniej panią przepraszam... Nic pani nie jest? - zapytał, lustrując wzrokiem jej twarz. Dostrzegł ładne, duże brązowe oczy, które wpatrywały się w niego z ciekawością. 
- N-nie.. - wymamrotała, wodząc wzrokiem po jego twarzy. Mężczyzna był bardzo przystojnym blondynem. Skądś go kojarzyła, tylko nie mogła sobie przypomnieć, skąd... Jej wzrok ciągle wracał do jego stalowoszarych oczu, które miały w sobie głęboki smutek i rozpacz, co od razu ją zastanowiło. 
- Przepraszam, nie widziałem pani... - powiedział, uśmiechając się przepraszająco. Ten uśmiech ją powalił. Był boski.. Nie mogła oderwać od niego oczu.
- Nie szkodzi. - powiedziała cicho. Mężczyzna po chwili zdał sobie sprawę, że nadal trzyma dłonie na jej nadgarstkach i jak głupi wpatruje się w jej oczy. Zmieszany zabrał ręce. Odwrócił wzrok. 
- Przepraszam, może to nie moja sprawa, ale.. czy wszytko w porządku? Wygląda pan na bardzo smutnego... - spróbowała jakoś zagadać, nawiązać rozmowę.
- Aż tak to widać? - uśmiechnął się lekko, jednak nie był to prawdziwy uśmiech. W parze z jego smutnymi oczami wyrażał raczej rozpacz aniżeli radość.
- Ja zauważyłam.
- Nic takiego.. sprawy prywatne. - mruknął, przeczesując włosy ręką.
- Rozumiem, że nie chce pan o tym rozmawiać?
- Wiesz, może przejdziemy na ty? Draco jestem. - mężczyzna wyciągnął w stronę kobiety dłoń. Ta, gdy usłyszała jego imię niemal zachłysnęła się powietrzem. Jak to możliwe, że nie rozpoznała go od razu..? Że nie rozpoznała tych stalowoszarych tęczówek, w których tak wiele razy zatracała się w ciemnych zakamarkach Hogwartu? Że nie rozpoznała tych pełnych, bladoróżowych ust, które tak wiele razy łączyły się z jej ustami i pieściły jej ciało?
- As.. Ashley. - wydukała. Kiedy ich dłonie zetknęły się w lekkim uścisku, przeszedł ją przyjemny dreszcz, wspomnienie tamtych, szkolnych i beztroskich czasów szkolnych, kiedy to największym problemem było to, czy nauczyciel postawi dobrą ocenę lub czy się spodoba chłopakowi, a nie jak zdobyć pieniądze, żeby przeżyć.
- Miło mi cię poznać. - blondyn uśmiechnął się lekko. W głowie dziewczyny uformowała się wizja tak dobrze znanego jej ślizgońskiego uśmiechu, którym Draco tak często obdarzał innych uczniów, a po którym teraz nie zostało ani śladu. Widocznie jego wojna też zmieniła. Przestał być egoistyczny i zadufany w sobie, już nie uważał siebie za najlepszego. 
- Co tutaj robisz? - zapytał, lustrując ją wzrokiem od góry do dołu. Jego wzrok był nie odgadnięty, ale domyśliła się, że po jej stroju niełatwo poznać, co robi.
- Pracuję... - powiedziała cicho. Młody pan Malfoy przyjrzał się uważnie jej twarzy. Duże orzechowe oczy, długie włosy koloru rudego. Było w niej coś znajomego.. Być może widział ją już tutaj kiedyś, ale nie zwrócił na nią większej uwagi. Albo rozpoznałby ją łatwiej, gdyby nie miała na sobie tak mocnego makijażu. 
- Nie jest ci zimno? - zapytał, patrząc na jej skąpy strój. Była połowa września a ona stała taka roznegliżowana. No ale cóż.. zarabiać jakoś trzeba było.
- Trochę... Wiesz, taka praca.
- Może gdzieś pójdziemy? Wiesz, żeby ci było cieplej.
- Chętnie, ale.. nie wiem, czy mogę sobie na to pozwolić. Muszę zarobić.
- Oh, o to się nie martw. Chodź, pójdziemy do mnie. - powiedział i ruszył przed siebie. Kobieta wyrównała z nim krok i szła obok, zerkając co i nie raz na niego.
- Dlaczego zabierasz mnie do siebie?
- Żebyś się ogrzała. I.. może ci pomogę. Żebyś więcej nie musiała tego robić.
- Jak to? - zamrugała oczami zdziwiona. "Czyżby mnie rozpoznał?" - pomyślała ze strachem. Gdyby tak było.. chybaby uciekła. Nie mogła się tak upokorzyć. 
- Nie lubię patrzeć, gdy ktoś inny cierpi. Dlatego, gdy widzę, jak komuś dzieje się krzywda, to staram się mu pomóc. Pomagam charytatywnie oraz tym, którzy mnie o to proszą. Albo tym, którym widzę, że trzeba pomóc.
"No proszę... jaka zmiana.." - pomyślała rudowłosa, patrząc na niego z niedowierzaniem w oczach. Blondyn jednak tego nie zauważył, gdyż skręcał właśnie w stronę okazałej posiadłości. Weszli do środka, po czym blondyn wprowadził ich do salonu. Sięgnął butelkę whisky oraz dwa kieliszki. Jednym poczęstował towarzyszkę, po czym oboje rozsiedli się na kanapie. Rozmawiali, popijając alkohol. Kobieta powiedziała mu, że pracuje jako prostytutka odkąd jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy ta miała siedemnaście lat. Nie przyznała się do tego, że jest czarownicą. On również tego nie zrobił, gdyż myślał, że ma do czynienia z mugolką. Spytała, czemu szedł taki przygnębiony. Opowiedział, że właśnie wracał od dziewczyny, która, nieświadoma jego odwiedzin, pewnie nadal zabawiała się w łóżku ze swoim kochankiem.
- Tak mi przykro... - rudowłosa poczuła nagłą potrzebę pogłaskania po policzku blondyna, który siedział bardzo blisko niej. Wypity alkohol oraz dawne wspomnienia ich miłości spowodowały, że zrobiła to. Draco spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem, ale nie odepchnął jej ręki ani też się nie odsunął. Poczuł coś znajomego w jej dotyku oraz w jej dużych, orzechowych oczach. 
- Czy my się przypadkiem kiedyś nie spotkaliśmy? - zapytał, świdrując ją spojrzeniem swoich stalowoszarych tęczówek. 
- N-nie.. to raczej niemożliwe.. - wyszeptała, odwracając wzrok. - Zapamiętałabym takiego klienta. - dodała po chwili. 
   Draco nie mógł się powstrzymać i ujął jej twarz w dłonie. Rudowłosa została zmuszona do tego, by na niego spojrzeć. Mężczyzna wpatrywał się w jej oczy, usta miał grzesznie rozchylone. 
- Jesteś piękna.. Po co ten ostry makijaż? 
- Żeby nikt mnie nie poznał.. wiesz.. ze starych znajomych. Nie chcę, by moja tajemnica wyszła na jaw.
- Nie tęsknisz za dawnym życiem? 
- Tęsknię.. ale musiałam to zrobić, by przeżyć. 
- Gdybym tylko spotkał cię wcześniej.. - wyszeptał Draco i pchany impulsem oraz wypitym alkoholem pocałował rudowłosą. W tym samym momencie zalała ich fala uczuć. Kobieta czuła radość, pożądanie, ból, że to nie może trwać, że nie może się przyznać, kim naprawdę jest, że nie może mu wyznać, że kiedyś byli razem i byli bardzo szczęśliwi, dopóki ich drogi nie rozłączył ostatni rok w Hogwarcie, kiedy to Voldemort miał władzę na całym gronem pedagogicznym oraz nad swoimi poplecznikami, do których, niestety, Draco należał, zmuszony do tego przez swojego ojca. To och poróżniło. Zaczęli się kłócić, co po pewnym czasie doprowadziło do rozstania, które zabolało ich oboje. 
   Mężczyzna z kolei czuł coś znajomego w ustach rudowłosej, czuł pożądanie, chciał mieć ją tu i teraz. Zaczął błądzić dłońmi po jej ciele, całując namiętnie jej usta oraz szyję. Kobieta poddała się jego pieszczotom, odchyliła głowę w tył i wydała z siebie jęk rozkoszy. Nie pozostała mu dłużna i również zaczęła wodzić palcami po linii jego pleców. Po chwili zjechała nimi na brzuch i rozpięła suwak szarej bluzy, którą blondyn jeszcze przez kilka sekund miał na sobie, a później wylądowała na podłodze obok kanapy, na której siedzieli. Mężczyzna zadrżał, gdy następnie wsunęła dłonie pod koszulkę i delikatnie pieściła nimi jego brzuch oraz plecy. Draco pozbawił rudowłosą skąpej bluzeczki oraz stanika i zszedł pocałunkami niżej, na jej piersi oraz brzuch. Po chwili również on był bez koszulki, a z czasem pozbyli się pozostałych części garderoby. Zupełnie nadzy, przenieśli się do sypialni. Draco wziął kobietę na ręce i nie przestając całować, położył ją na swoim łóżku, które jeszcze wczoraj dzielił ze swoją, teraz już byłą, dziewczyną. W sypialni blondyna spędzili noc pełną namiętności i pożądania. 
   Kiedy Draco rano wstał, po jego towarzyszce wczorajszego wieczoru nie zostało ani śladu. Nie leżała obok niego, tak, jak zasnęli po tej namiętnej nocy, w salonie nie było jej ubrań ani torebki. Jedynie w powietrzu unosił się słodki zapach jej perfum, tak bardzo znajomy, ale Draco za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć, co to za zapach. Wydawał mu się taki odległy. 
   Kiedy po przeszukaniu całego domu Draco nie natknął się na żaden ślad kobiety, z którą spędził noc, zrezygnowany wrócił do sypialni. Nie mógł jej zapomnieć, ona zawładnęła jego sercem i rozumem. Czuł, że kiedyś już ją widział... 
   Rzucił się na łóżko. Przepełniło go uczucie pustki i straty. Przebiegł dłonią po miejscu, gdzie jeszcze kilka godzin wcześniej leżała rudowłosa. Natknął się palcami na coś cienkiego, pomiętego i papierowego. Usiadł na łóżku i zerknął na znalezisko. Leżała tam mała kartka papieru oraz zdjęcie. 
   Pierwsze co zrobił, to wziął fotografię do ręki. 
- Jaki ze mnie idiota... - wyszeptał, dotykając palcami zdjęcia. Nie mógł uwierzyć, że przedstawia ono jego z czasów szkolnych, wraz ze swoją ówczesną miłością. Nie mógł sobie darować, że miał Astorię ze sobą całą noc, długo rozmawiali, nawet się kochali, a on jej nie rozpoznał. Na kolorowy papier spadła jedna, słona łza. 
- Nie mogę cię stracić.. znowu... - wyszeptał i wziął do ręki liścik, na którym widniały tylko dwa słowa: "Przepraszam, Draco...".
   Mężczyzna nie mógł zrozumieć, dlaczego Astoria to zrobiła. Okłamała go pod względem swojego imienia, pochodzenia oraz rodziny. Przefarbowała się, mocno się malowała.. Ciężko było ja poznać po tylu latach. A teraz trzymał w ręku fotografię, którą ta dziewczyna codziennie nosiła przy sobie w torebce na wspomnienie ich dawnej miłości i żałował. Żałował, że stracił taką szansę...

   Od tamtej nocy blondyn codziennie wieczorem krąży ulicami Londynu licząc, że znów natknie się na swoją dawną miłość. Być może kiedyś mu się to uda i stworzą razem szczęśliwą rodzinę...