sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 2.: Ceremonia Przydziału

   Po wyjściu Draco z przedziału Justine od razu poczuła się bardziej komfortowo i nieskrępowana jego obecnością nawiązała rozmowę z Blaisem, Pansy i Terencem. Jedynie Daphne nie uczestniczyła w konwersacji, obrzucając co chwila krytycznym wzrokiem nową uczennicę Hogwartu.
   Na zewnątrz panował mrok, kiedy Hogwart Express zatrzymał się na stacji Hogsmeade. Drzwi pociągu otworzyły się i na zewnątrz wylała się fala uczniów.  Justine, która wraz z pierwszorocznymi była jeszcze przed Ceremonią Przydziału, miała na sobie czarną szatę. Nie po raz pierwszy od zmiany szkoły zadała sobie pytanie, jaki herb będzie przyszyty do materiału jej mundurka szkolnego, jakie odznaczenie będzie nosiła na swojej piersi, jakie kolory będą ją otaczać przez ten rok nauki w Hogwarcie.
- Jus, trzymaj się mnie, to nie zginiesz. - usłyszała obok siebie słowa Blaise. Wywróciła oczami, lecz ruszyła za Zabinim, stwierdzając, że gdyby tego nie zrobiła, to chyba, jak to stwierdził wcześniej Draco - "zajebałaby się w akcji". Nagle dziewczyna usłyszała kilkanaście metrów od nich czyjś krzyk:
- Pirszoroczni za mną! Pirszoroczni za mną!
   Czerwona spojrzała w kierunku, z którego dobiegał głos i ujrzała mężczyznę o wzroście przekraczającym wszelkie normy dla zwykłego człowieka.
- Blaise? - pociągnęła swojego towarzysza za rękaw jego szkolnej szaty z zielono-srebrnymi ornamentami. - Kto to? - wskazała brodą w stronę mężczyzny, który nadal przywoływał do siebie pierwszoroczniaków. Blaise spojrzał w tamtą stronę.
- To Hagrid, nasz gajowy. Co roku zaprowadza pierwszaków do zamku.
- Ja nie powinnam tam iść?
- A jesteś pierwszakiem? - Diabeł uniósł brew.
- No w pewnym sensie...
- Kobieto, przecież ty jesteś w siódmej klasie.
- Ale jestem nowa, więc w tej szkole jakby pierwszoroczna..
- Oj chodź.. - rzucił Blaise, ruszając w stronę, w którą zmierzali inni uczniowie.
- No ale..
- Żadnego ale, idziesz ze mną. - Zabini uśmiechnął się lekko, złapał za rękę i pociągnął za sobą. Zaprowadził ją w stronę wozów czekających na przewiezienie uczniów do ich ukochanej i wyczekiwanej przez te dwa miesiące wakacji szkoły. Widziała, jak uczniowie wsiadają do nich, a one odrywają się od ziemi i lecą w kierunku, gdzie w oddali majaczyły zamkowe wierze. "One latają same.." - pomyślała i razem z Blaisem podeszła do powozu, przy którym stała reszta osób zapoznanych przez nią w Hogwarcie. Włącznie z Draco, który wykonywał w powietrzu jakiś bliżej nieokreślony ruch ręką. Miał otwartą dłoń, którą podnosił i opuszczał, podnosił i opuszczał, wpatrując się przy tym w jakiś martwy punkt w powietrzu.
- Co ty robisz? - ciekawość zwyciężyła i Justine odezwała się do blondyna. Malfoy zaprzestał tej dziwnej czynności i spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Głaszczę testrala. - odpowiedział tonem, jakby to było takie oczywiste, jak dwa razy dwa równa się cztery.
- Ale tu nic nie ma... - powiedziała Jus powoli, badając wzrokiem miejsce, gdzie Smok rzekomo widział jakieś stworzenie.
- A co ty myślisz, że te wozy latają same? - zapytał blondyn z radosnymi iskierkami w oczach. Jego mina jednak wyrażała coś w rodzaju kpiny.
- Noo tak, myślałam, że są zaczarowane. - wyjaśniła Jus, czując, że i tak jest na przegranej pozycji i Draco zaraz ją poniży jeszcze bardziej. On jednak wywrócił oczami i powiedział tylko:
- Ciągną je testrale. Nie widzisz ich?
   Jus już otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, lecz powstrzymała się. Draco pewnie robi sobie z niej żarty, a ona głupia pozwala mu na to. Zanim zdążyła przemyśleć swoją odpowiedź, odezwała się Pansy:
- Draco, daruj sobie. Nie każdy widzi testrale. Dobrze o tym wiesz. Ty jeszcze rok temu też nie mogłeś ich oglądać. - powiedziała, po czym zwróciła się do Czerwonej - Widziałaś kiedyś, jak ktoś umiera?
   Justine pokręciła głową w niemej odpowiedzi na to bezpośrednie pytanie.
- To dlatego ich nie widzisz. - odpowiedziała brunetka. - Testrale widzą tylko ci, którzy widzieli czyjąś śmierć.
- Wy wszyscy je widzicie? - spytała Jus, przebiegając wzrokiem po towarzyszach.
- Uczestniczyliśmy w bitwie o Hogwart.. - odpowiedziała Pans głosem pełnym smutku, po czym wsiadła do powozu, tym samym zamykając dyskusję. Wspomnienie bitwy dla nikogo nie było przyjemne.
   Za brunetką do wozu wsiadła reszta. Blaise przepuścił Czerwoną, po czym zapakował się do środka, zajmując miejsce obok niej. Podróż do Hogwartu minęła Czerwonej na milczeniu i słuchaniu rozmowy Ślizgonów głównie na mało interesujące ją tematy dotyczące osób, których nie znała. Greengrass ciągle rzucała Czerwonej nieprzyjemne spojrzenia. Irytowało ją to, że Justine wzbudza zainteresowanie innych uczniów, zwłaszcza tej męskiej części, z powodu tego, że jest tutaj nowa. Dodatkowo rzucał sie w oczy jej kolor włosów. Nie sposób jej nie zauważyć. I było jeszcze coś, co ogromnie wkurzało Daphne: Justine, nie ma co ukrywać, do najbrzydszych nie należała i Daphne postrzegała ją jako rywalkę. Od razu wyszła z założenia, że Czerwona będzie chciała wyrwać tutaj jakiegoś chłopaka, a nie wiedziała nawet, że we Francji, w pewnej miejscowości mieszka chłopak, który jest zakochany w Jus i tęskni za nią. Chłopak, z którym Justine była przed jej wyjazdem. Chłopak, który nadal nim pozostał. Oboje zakochani zgodnie stwierdzili, że postarają się pokonać odległość. Jeżeli to prawdziwa miłość, to przetrwa ona wszystko.
   W końcu, po kilku minutach jazdy, znaleźli się na miejscu.  Podekscytowani uczniowie wysiadali szybko z powozów, by jak najprędzej dostać się do środka. Każdy nie mógł już się doczekać, aż wróci do tej wspaniałej szkoły. I nieważne dla nich było to, że muszą powtarzać rok przez II Bitwę o Hogwart, która odbyła się na wiosnę. Zadziwiające było to, że w tak krótkim czasie udało się odbudować takie piękno, jakim był ten zamek jeszcze przed wojną. Teraz praktycznie nie różnił się on niczym od jego wcześniejszej wersji.
   Jus rozejrzała się dookoła. Wszędzie widziała zadowolonych i radosnych uczniów. Pierwszaki byli zdenerwowani, ale i podekscytowani zarazem. A ona czuła się zagubiona. Jednak jej wątpliwości rozwiały się z chwilą, kiedy spojrzała na zamek. Gdy tylko nań spojrzała, czuła magię bijącą od tego budynku. Zastanawiała się, jakim cudem nie trafiła tutaj wcześniej. Beauxbatons przy Hogwarcie się chowało. Jus z podziwem patrzyła na piękne, majestatyczne i wzbudzające zachwyt mury zamkowe. Tak się wzbraniała przed przeprowadzką, przed zmianą szkoły, ale gdy tylko zobaczyła zamek, zmieniła zdanie. Chciała na zawsze zapamiętać to miejsce.
- Te, Czerwona, zamierzasz tu sterczeć całą noc? - Usłyszała obok głos Dracona. Otrząsnęła się z zachwytu, lecz nie zaszczyciła blondyna ani jednym spojrzeniem czy słowem, na które Smok tak liczył, szukając zaczepki u nowej uczennicy.
- Robi wrażenie, nie? - Blaise stał obok niej i również przyglądał się zamkowi. Justine nie była w stanie powiedzieć ani słowa, więc tylko pokiwała głową.
- Chodź, jak wejdziesz do środka, to dopiero zobaczysz, co to prawdziwa magia. - Diabeł złapał jej dłoń i zaczął ciągnąć w stronę wejścia, przepychając się przez tłum uczniów.
- Normalnie zwali cię z nóg, jak to wszystko zobaczysz. Sufit w Wielkiej Sali, ruchome schody, pomniki, zbroje, duchy... - Blaise gadał jak najęty, a Jus z zainteresowaniem słuchała jego opowieści o swojej nowej szkole.
   W końcu udało im się dostać do głównego wejścia i znaleźli się w Sali Wejściowej. Justine zaparło dech w piersiach. Wszystko było piękne i zachwycające. Zamek urządzony był w tajemniczym klimacie, nie to co jasne korytarze i klasy Beauxbatons.
- Tu jest... obłędnie. - wykrztusiła i zerknęła. Chłopak odwzajemnił uśmiech, przyglądając jej się z lekkim rozbawieniem. Sam nie zapomniał, jakie wrażenie wywarło na nim to miejsce, kiedy po raz pierwszy przekroczył próg Hogwartu. Zabini uśmiechnął się do nowej, a ta odwzajemniła uśmiech.
- To dopiero Sala Wejściowa. Oczy wyjdą ci na wierzch, jak wejdziesz do Wielkiej Sali. - stwierdził i pociągnął dziewczynę dalej.
   I wiele się nie pomylił. Gdy Justine weszła do środka, to, co ujrzała, było nie do opisania. Cztery stoły, przy których siedzieli uczniowie w szatach o tych samych barwach. Przy piątym siedzieli nauczyciele, mając oko na całą społeczność szkolną. A sufit... Sufit był cudowny.
- Chodź, jeszcze się napatrzysz. - zaśmiał się Diabeł i pociągnął nową w stronę stołu Slytherinu, gdzie wszyscy uczniowie mieli zielono-srebrne dodatki oraz herb z wężem wyszyty na piersi. Usiadł obok Terence'a i posadził Jus obok siebie, tak, że siedziała na przeciw Pansy. Obok zielonookiej siedział Draco, a dalej jego jakże wspaniała dziewczyna, która nie szczędziła Czerwonej nienawistnych spojrzeń od czasu do czasu.
- Czerwona, coś mnie ominęło? Nie przypominam sobie, żeby była już ceremonia przydziału i żebyś trafiła do Slytherinu. - odezwał się Draco, świdrując ją tym swoim spojrzeniem. Wpatrywał się w nią z ciekawością oraz lekkim rozbawieniem, ponieważ nadal miał w pamięci scenę w przedziale. Ale w jego spojrzeniu czaiło się coś jeszcze.. Coś, co Justine odczytała jako wyzwanie. Już pojęła, że będzie miała tutaj z Malfoyem ciężki żywot.
- Bo nie było. - wycedziła przez zęby.
- To czemu tutaj siedzisz? - uniósł brew w tym swoim malfoyowskim stylu.
- Przeszkadza ci to? - spytała Jus, odwzajemniając hardo jego spojrzenie. Chłopak kiwnął lekko głową.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - rzucił.
- W takim razie właśnie dlatego tutaj siedzę. - odpowiedziała, odwracając głowę w stronę stołu nauczycielskiego, tym samym dając Draconowi do zrozumienia, że kończy z nim tę dyskusję. Pansy posłała blond-przyjacielowi karcące spojrzenie, a Blaise pokręcił głową z dezaprobatą.
   Po jakimś czasie do sali weszli już wszyscy uczniowie i zajęli swoje miejsca. W powietrzu unosił się wesoły gwar rozmów, który ucichł, gdy dyrektor szkoły, profesor Dumbledore, wstał i rozpoczął przemowę. Po jego dość krótkiej mowie, miejsce na środku podestu zajęła profesor McGonagall, trzymająca w dłoni kawałek pergaminu, będący listą nowych uczniów. Stanęła obok stołka, na którym leżała Tiara Przydziału i zaczęła kolejno wywoływać pierwszoroczniaków. Kiedy ostatnia osoba z tej wystraszonej i zarazem podekscytowanej grupy jedenastolatków została przydzielona do swojego domu, profesor McGonagall oznajmiła całej szkole, zwracając się przede wszystkim do uczniów, którzy byli na siódmym, ostatnim roku nauki w Hogwarcie:
- Dziś do grona naszych uczniów klas siódmych dołączy nowa uczennica. Została przepisana z Beauxbatons do Hogwartu w wyniku przeprowadzki do Anglii. Proszę o życzliwe przyjęcie nowej uczennicy oraz oprowadzenie jej po szkole prefektów, do których domu trafi. - kobieta spojrzała na pergamin. - Justine Elphame Morgan! - wyczytała, a Czerwona poczuła, jak żołądek zacisnął jej się ze zdenerwowania i stresu. Elphame.. nigdy nikt nie używał jej drugiego imieniu. No może z wyjątkiem matki, która miała do tego jedyne prawo. Justine nie lubiła, gdy ktoś zwracał się do niej jej drugim imieniem, ten przywilej posiadała tylko jej mama.
   Kiedy wstała, poczuła na sobie wzrok niemalże wszystkich obecnych w Wielkiej Sali. Zaraz po tym rozległy się szepty: "Ona trzyma ze Ślizgonami...", "Ciekawe, gdzie trafi..", "Ona ma czerwone włosy...", "Już zakumplowała się z Malfoy'em i jego świtą..."
   Jus starała się nie słuchać komentarzy, które napływały do jej uszu ze wszystkich stron. Na drżących nogach podeszła do stołeczka i usiadła na nim. Profesor McGonagall położyła na jej głowie Tiarę, po czym w głowie Jus rozległ się przepełniony ogromną mądrością i pewnością siebie głos:
- Justine Elphame Morgan! No proszę! Pół Gryfonka, pół Ślizgonka! Tak, doskonale pamiętam twoich rodziców. Claudia i Thomas, matka w Gryffindorze, ojciec w Slytherinie. Niezła mieszanka z ciebie wyszła.. - Justine była pod wrażeniem wiedzy Tiary na temat życia osobistego jej oraz jej rodziców. I, rzeczywiście, tak jak powiedziała Tiara, Justine była mieszanką charakterów swojej matki i ojca.
- Do którego domu by przydzielić ten gryfońsko-ślizgoński charakterek..? - zastanawiała się Tiara, a dla Justine czas siedzenia na tym stołku, na oczach całej szkoły, wydawał się wiecznością. - Odważna i lojalna, pewna siebie, sprytna i przebiegła. Zadziorna. Właśnie taka jesteś. Jak myślisz, gdzie pasujesz bardziej? - zapytała Tiara i nie dając jej szans na jakąkolwiek odpowiedź, wrzasnęła: SLYTHERIN!
   Przy stole zielono-srebrnych rozległy się oklaski oraz krzyki zadowolenia. Justine odetchnęła z ulgą, że już po wszystkim i może nareszcie zejść z pola widzenia wszystkich obecnych. Wróciła na swoje poprzednie miejsce obok Blaise i przyjęła gratulacje za trafienie do Slytherinu. Gratulowali jej zarówno osoby, które zapoznała w przedziale, jak i te, których nie znała. Przedstawiali się, lecz imiona szybko wylatywały jej z głowy, gdyż za bardzo była zajęta próbami rozszyfrowania tajemniczego i nieprzeniknionego spojrzenia Dracona.


***************
Hej, hej, hej :)) witam Was po dość długiej przerwie. Rozdział byłby wcześniej, na prawdę, ale niestety, złośliwość rzeczy martwych nie zna granic. Dopiero w tym tygodniu weszła w posiadanie nowej ładowarki do laptopa, gdyż poprzednia się popsuła (zjarała dokładnie, chyba jakieś zwarcie było :/). I tak udało mi się przepisać na komputer to, co miała pozapisywane na kartkach. Robiąc papierowe notatki nie mogłam zorientować się, czy jest to odpowiednia długość dla rozdziału, teraz, gdy mam go już przepisanego, widzę, że zbyt długi to on nie jest :/ jest krótszy od poprzedniego, pierwszego rozdziału.

Mam nadzieję, że ten rozdział spotka się z taką samą pozytywną opinią jak ten poprzedni. Jeśli nie - trudno, postaram się poprawić. W końcu czego się nie robi dla swoich kochanych czytelników ;)

Serdecznie zapraszam do wyczekiwania na kolejną notkę, odwiedzenia zakładki "Bohaterowie" oraz "Zapytaj bohatera", a także do wpisania się do listy w zakładce "Informowani", jeżeli chcecie otrzymywać w jakiś sposób powiadomienia ode mnie o nowej notce.

Pozdrawiam, kocham Was i do następnego, na który na pewno będziecie musieli czekać mniej, niż na ten rozdział ;) Może w między czasie wstawię też jakąś miniaturkę, co o tym myslicie? :)

/Annabeth