Niełatwo zmienić otoczenie...

środa, 9 września 2015

WAŻNE!!!

Witajcie kochani. Wszystkich, którzy tutaj zaglądają od czasu do czasu (wiem, bo widzę, że są nowe wyświetlenia :D) zapraszam serdecznie tutaj: <klik> jest to kontynuacja tego bloga w nieco lepszej oprawie, niż tutaj :)
Zapraszam serdecznie
/Annabeth

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 4.: Nowy nauczyciel

   Mimo ich nieudolnych prób wślizgnięcia się do klasy jak najciszej i zajęcia miejsc, czarnowłosy nauczyciel zauważył ich, gdy tylko przekroczyli próg sali.
- Malfoy! Morgan! Lekcja już się zaczęła. Nie toleruję spóźnień na moje zajęcia. - powiedział, świdrując ich wzrokiem.
- Przepraszamy, panie profesorze.. - Czerwona spuściła wzrok, okazując skruchę, natomiast Malfoy patrzył niewzruszony na opiekuna Slytherinu. Nie bał się go. Za spóźnienie może mu co najwyżej odjąć punkty. I rzeczywiście. Każde z nich pozbawiło Slytherin po pięć punktów.
- Malfoy. Co mają oznaczać twoje nocne spacery? - zapytał Mistrz Eliksirów.
- Bezsenność. - wzruszył ramionami, a gdy usłyszał, że czeka go szlaban, nic nie powiedział, jedynie zacisnął zęby.
- Dziś wieczorem, punkt ósma, widzę cię w moim gabinecie. Mam dość tego, że przez twoje nocne przechadzki Filch przychodzi do mnie z tym swoim kocurem i budzi mnie w środku nocy. - warknął.
- Nie moja wina, że ten tępak nie pomyśli, że można powiedzieć to profesorowi rano. - zakpił Malfoy, wykrzywiając twarz w jego charakterystycznym grymasie arogancji, pewności siebie i niechęci do "gorszych" od niego.
- Zamilcz. - powiedział nauczyciel głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Panno Morgan. - Snape zwrócił się do czerwonowłosej. - Czy może mi panienka wyjaśnić, skąd wziął się zielony kolor na włosach panny Greengrass? - zapytał, a Justine mimowolnie uniosła kąciki ust na wspomnienie wczorajszej fryzury Panny Perfekcyjnej. Czerwona odszukała ją wzrokiem w klasie i lekko zawiedziona zauważyła, że Daphne ma już swój naturalny kolor włosów.
- To była moja odpowiedź na jej zaklęcie Expulso. - Jus podniosła wzrok na profesora.
- Zaklęcie Expulso? - Snape uniósł brew. - Daphne pominęła to w swojej opowieści.
- Tak? Ciekawe, czemu się tym nie pochwaliła. - zakpiła i odtworzyła w pamięci obraz swoich posiniaczonych pleców, jaki dziś ujrzała w łazienkowym lustrze. Odczuwała tam tępy ból, a ciemnofioletowe plamy były okropne i szpeciły jej bladą skórę. Wzdrygnęła się lekko na wspomnienie tego widoku, ale nie zamierzała mówić o tym nikomu.
- Obie dostajecie szlaban. - stwierdził Snape, a Daphne, słysząc to, poderwała się ze swojego miejsca z tępym zapytaniem "Co?!".
- Dziś o godzinie dwudziestej widzę was w moim gabinecie razem z panem Malfoy'em.
   "Zajebiście" - pomyślała zirytowana Justine. Do szczęścia jej brakowało tylko szlabanu wraz z tą idealna parką.
- Ale profesorze Snape... - zaczęła Greengrass, lecz Nietoperz przerwał jej jednym krótkim:
- Siadać.
   Czerwona bezradnie rozejrzała się po klasie. Uczniowie Slytherinu i Gryffondoru siedzieli parami, wsłuchując się w rozmowę delikwentów z profesorem. Justine z rezygnacją stwierdziła, że nie ma do kogo się dosiąść, niemal wszystkie ławki były zajęte z wyjątkiem jednej, pierwszej.
- Na pierwszą ławkę. Razem. Już! - warknął Mistrz Eliksirów i odwrócił się do tablicy, tym samym kończąc dyskusję. Zaczął pisać recepturę eliksiru, który będą dziś warzyć na zajęciach, a para spóźnialskich zajęła wskazane miejsca.
- Otwórzcie podręczniki na stronie dwunastej, gdzie są dokładne wskazówki wywarzenia tego eliksiru. Będziecie dziś pracować w parach. Jedna osoba z ławki wstaje i idzie po składniki, druga szykuje stanowisko pracy. Ruchy!
   W klasie rozległ się szmer odsuwanych krzeseł, gdy po jednej osobie z każdej pary wstało i ruszyło w stronę szafki ze składnikami. Justine siedziała na swoim miejscu, czekając, aż Malfoy wstanie i przyniesie potrzebne składniki. Jednak, oboje tak samo uparci, siedzieli na swoich miejscach, Jus wpatrując się w podręcznik, a Draco rozglądając się po klasie.
- Rusz ten tyłek i przynieś te składniki! - syknęła w końcu Czerwona, zerkając na blondyna. Ten przeniósł wzrok na nią i patrzył przez chwilę z lekkim rozbawieniem w oczach.
- A ty nie możesz tego zrobić? - zapytał.
- Ja przygotuję stanowisko.
- Ja też mogę je przygotować.
- Wolałabym jednak, żebyś przyniósł składniki.
- Czemu? - Dracona coraz bardziej bawiła ta sytuacja.
- No idźże po te składniki! - Jus jakby nie usłyszała jego pytania.
- Nie. - blondyn rzucił jedno krótkie słowo, jednocześnie patrząc się Justine w oczy z pewnością siebie, uporem i zawziętością. Dziewczyna była pewna, że robi jej na złość.
- A państwo to zamierzają uwarzyć dzisiaj ten eliksir, czy wolą dalej dyskutować? Poza klasą? - zapytał Snape, który nagle znalazł się obok nich.
- Już się zabieramy do roboty. - powiedziała Czerwona, ustawiając kociołek, nie dając tym samym Malfoy'owi sposobności do dalszej dyskusji i wyboru podziału obowiązków. Chciał, nie chciał, padło na to, że Draco ma przynieść składniki. Z irytacją wstał i patrząc na listę, zaczął wybierać potrzebne rzeczy. Tylko jak je znaleźć w tym bałaganie? Chłopak podrapał się po głowie, patrząc, jak inni uczniowie przebierają zawartość szafki. Sprawdził, czy Snape nie patrzy i ukradkiem wyjął różdżkę, by po chwili wyszeptać "Accio" i przywołać do siebie za pomocą magii odpowiednie składniki. Wiedział, że to niedozwolone na lekcjach Nietoperza, gdyż czarnowłosy nauczyciel chciał nauczyć ich rozróżniać poszczególne składniki, a nie pójść na łatwiznę. Mimo to, Draco postanowił ułatwić sobie życie i uniknąć przepychania się do szafek, wyrywania sobie nawzajem z rąk składników oraz przebierania tego bałaganu. Już po chwili był przy Justine z naręczem zapasów, dzięki czemu jako pierwsi uważyli eliksir, za co Slytherin został nagrodzony dwudziestoma punktami. Chwilę po tym zadzwonił dzwonek kończący zajęcia z eliksirów, co czerwonowłosa uznała za wybawienie.
   Następną lekcją na dzisiejszym planie były zaklęcia. Justine, wychodząc na korytarz po jakże męczących dwóch godzinach w towarzystwie Malfoy'a, wzrokiem odnalazła Blaise'a, Terence'a i Pansy. Zrównała z nimi krok i zagadała:
- Hej. Idziecie prosto do klasy na zaklęcia?
- Jasne. Idziesz z nami? - zaproponował Blaise z uśmiechem, a Czerwona pokiwała twierdząco głową.
- Co? Twój przewodnik cię opuścił? - zaśmiał się Higgs. Jus rozejrzała się się w poszukiwaniu Malfoy'a, który posłał jej zirytowane i zażenowane spojrzenie, wyminął ją i ruszył szybkim krokiem przed siebie.
- Nie, sama postanowiłam się ulotnić. - odpowiedziała, śmiejąc się.
   Droga do klasy minęła dziewczynie szybko i wesoło, towarzysze potrafili skutecznie ją rozbawić. Zwłaszcza Blaise, z którym bardzo dobrze się dogadywała.
   Gdy znaleźli się pod klasą, Diabeł stanął jak wryty. Jego wzrok padł na drobną blondynkę stojącą pod klasą i pogrążoną w lekturze.
- Jasny gwint... Kto to? - zapytał, nie odrywając oczu od dziewczyny.
- To Claudia.. Chodzisz z nią do klasy już siedem lat i nawet nie wiesz, kto to? - zapytała zażenowana Pansy.
- TA Claudia? - spytał Blaise, przenosząc wzrok na swoją przyjaciółkę.
- Tak, durniu, ta sama. - odpowiedziała panna Parkinson, po czym dodała, wywracając oczami. - I nie wywalaj tak na wierzch tych gał, bo ci zaraz na wierzch wyjdą.
   Zabini, ignorując słowa zielonookiej, patrzył jak zaczarowany na niczego nieświadomą Claudię.
- No, Diable, czyżby strzała amora cię trafiła? - zaśmiał się Terence. Blaise zmieszał się i wybełkotał:
- Co..? Nie.. Ja tylko nie mogę uwierzyć jak się zmieniła... No wiecie... - chłopak zrobił ruch rękami wzdłuż swojego ciała, pokazując duże gabaryty, które niby Claudia kiedyś posiadała. - Schudła.. I w ogóle jakoś inaczej wygląda...
- Nasz Blaisik się zakochał! - zaśmiał się Higgs, za co dostał od przyjaciela tak zwaną sójkę w bok.
- Nie! - zaprzeczył krótko.
- Jak nie? Ty dosłownie pożerasz ją wzrokiem. - tym razem odezwała się Justine.
- Lekcja to już się nie zaczęła? - zmienił temat, po czym wszedł do klasy, która jeszcze była pusta. Pansy, Terence i Justine spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się znacząco. Oni również weszli do środka i zajęli miejsca. Terence usiadł z Pansy. Zajęcie miejsca obok Blaise'a uniemożliwiło Jus pojawienie się Draco, który nawet na nią nie patrząc, usiadł obok swojego kumpla. Czerwona westchnęła z irytacją i rozejrzała się po klasie. Namierzyła wolne miejsce i usiadła tam. Zaczęła się rozpakowywać, po czym do klasy weszła reszta uczniów. Chwilę po nich w środku pojawił się profesor Fllitwick.
- Zajmijcie miejsca! Szybciutko! - powiedział niziutki nauczyciel, obserwując uczniów krzątających się po klasie i dyrygując, kto gdzie ma usiąść, jeżeli widział, że niektórzy ociągają się z zajęciem miejsc. Harry'emu Potterowi jako jednemu z wielu nie spieszyło się ze znalezieniem odpowiedniej dla niego ławki, a liczba wolnych miejsc malała z sekundy na sekundę. Profesor Fllitwick zauważył problem Wybrańca i sam wybrał dla niego miejsce. Brunet usiadł w ławce razem z Justine.
- Świetnie. Skoro już zajęliście wszyscy miejsca, chciałbym na samym początku powitać nową uczennicę, pannę Morgan. Witamy i mamy nadzieję, że spodoba ci się tutaj oraz że nie zatęsknisz za Beauxbatons. A teraz przejdźmy do tematu lekcji...
   Nauczyciel mówił swój wykład, lecz większość uczniów go nie słuchało, zajętych rozmowami na temat wakacji oraz najświeższych ploteczek. Jedynie Justine i Harry siedzieli w milczeniu, patrząc gdzieś na boki. W końcu odezwał się Złoty Chłopiec:
- Wiesz, skoro mamy wytrzymać ze sobą cały rok na tych zajęciach, może się zapoznamy? - uśmiechnął się lekko. Jus odwzajemniła delikatnie uśmiech i odpowiedziała:
- Jasne. Tak by wypadało. Justine. I nie, nie musisz się przedstawiać, wiem kim jesteś. - zaśmiała się.
- Kurczę, nie wiedziałem, że jestem sławny aż we Francji. - zaśmiał się, mierzwiąc dłonią włosy.
- Wiesz, osoba, która była na okładkach gazet częściej niż powiedzmy Glideroy Lockhart, zazwyczaj jest sławna na całym świecie. - Jus wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a Harry roześmiał się cicho na wspomnienie tego czarodzieja.
- Jak ci się u nas podoba? - zapytał, uśmiechając się przyjaźnie.
- Cóż... tutaj jest.. bajecznie. - odpowiedziała z uśmiechem, nie mogąc znaleźć innego słowa, które by bardziej zobrazowało miejsce tak przepiękne jak Hogwart.
- Też tak uważam - zgodził się z nią brunet. - Powrót tutaj po wojnie to sama przyjemność. W końcu jest spokój, nikt nie czeka za rogiem żeby cię zabić.. - zaśmiał się.
- Domyślam się, że walka z Voldemortem to było coś okropnego. Nie bałeś się?
- Bałem się i to cholernie. Najgorzej obawiałem się tego, że mi się nie uda i przeze mnie zginą moi przyjaciele oraz wiele niewinnych ludzi.
- Podziwiam cię. Osiągnąłeś na prawdę wiele.
- Wszystko z pomocą przyjaciół. Sam bym nic nie zdziałał. - powiedział, nie chcąc przypisywać tylko sobie całego sukcesu. Przecież przy walce z Voldemortem pomagały dziesiątki, setki, może nawet tysiące osób.
- Psst. Gołąbeczki. Nie romansować tam. Na lekcji się uważa. - usłyszała ściszony głos Dracona, który siedział w ławce obok.
- A co Malfoy? Zazdrościsz? - Jus uniosła brew, na co blondyn prychnął.
- Niby czego?
- Uprzejmości, sympatyczności i kultury osobistej? - spytała z sarkazmem, po czym dodała:
- A teraz pozwól, że skupię się na lekcji, zamiast tracić czas i uwagę na kogoś twojego pokroju.
   Mówiąc to, odwróciła się od niego, nie obrzucając go nawet spojrzeniem. Zaraz po tym, usłyszała rozbawiony głos Blaise'a:
- Stary, i tak nie poruchasz.. Au! - syknął, kiedy łokieć blondyna trafił go w żebra.
   Dalsza część zajęć z zaklęć minęła Jus spokojnie na miłej rozmowie ze swoim kolegą z ławki. Podczas przerwy między lekcjami, Harry zapoznał ją z Hermioną oraz Ronem, przez co na kolejnej lekcji, czyli OPCM, usiadła z panną Granger.
   W klasie panował wesoły gwar, kiedy wszyscy siedzieli i czekali na rozpoczęcie lekcji. Jednak cała społeczność uczniowska siedząca w klasie zamilkła, gdy do środka wszedł ich nowy nauczyciel. Chłopcy spoglądali na niego spode łba, zastanawiając się, co tak młody mężczyzna robi na stanowisku nauczyciela. I to tak trudnego przedmiotu, jakim jest Obrona Przed Czarną Magią. Dodatkowo ich złowrogie nastawienie do niego podsycał fakt, że żeńska część klasy wpatrywała się w niego maślanymi oczami, wzdychając cicho.
   Kiedy pierwsze wrażenie minęło, w klasie rozległ się szmer, gdy dziewczyny zaczęły plotkować na jego temat, a chłopcy wymieniając się złośliwymi uwagami. Jedynie Justine opadła szczęka i dziewczyna nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa, gdy ujrzała swojego nowego nauczyciela.

***

Witajcie Mordeczki :* nareszcie wena i czas były tak łaskawe, że pozwoliły mi zakończyć ten rozdział, który był zaczęty już uhuhu czasu temu. Mam nadzieję, że opłacało się czekać, więc żeby wiedzieć, jakie jest Wasze zdanie na ten temat, bardzo proszę o opinię zawartą w komentarzu :)
Hmm.. myślę, że nie mam zbyt wiele powiedzenia na temat tego rozdziału. Fabuła dopiero się rozkręca, kolejne rozdziały przyniosą więcej informacji, więcej akcji i mam nadzieję, że więcej frajdy i przyjemności z czytania :)
Jeżeli notka zbyt krótka, najmocniej przepraszam, ale zależało mi, by skończyć w tym momencie.
Zapraszam także do wpisywania się do "Informowanych" oraz do zadawania pytań w zakładce "Zapytaj bohatera" :)
Pozdrawiam Was cieplutko i do następnego :*
/Annabeth

poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 3.: Początek wojny

Witajcie kochani :)
Wiem, należy mi się porządny opieprz, zdaję sobie z tego sprawę. Ale jak wiecie, prowadzę jeszcze jeden blog <link> , ostatnio wstawiłam tutaj miniaturkę "Przepraszam Draco" (jeśli ktoś jeszcze nie przeczytał to zapraszam do poprzedniego posta i do wyrażania opinii na jej temat :3) no i mamy koniec roku szkolnego, a ja dodatkowo jeszcze bierzmowanie. Jeśli ktoś pracuje na czerwony, to ma bardzo mało czasu i wie, o czym mówię.. :/

Rozdział jest dość długi, tak mi się wydaje. (W końcu po tak długiej nieobecności muszę się jakoś zrekompensować swoim czytelnikom :*). Ale. Rozdział byłby JESZCZE dłuższy gdyby nie moja głupota. Otóż: pisałam rozdział w notatniku (tak, wiem, idiotyczny pomysł, ale cóż.. cała ja -,-) i nie zapisałam, a komputer z niewiadomych przyczyn się wyłączył i w żaden sposób nie mogłam odzyskać większej części rozdziału, którą pisałam dziś przez pół dnia. Z poczucia obowiązku siedziałam do niemal dwunastej w nocy, by odtworzyć to, co wcześniej napisałam, ale i tak nie miałam wystarczająco dużo siły, by napisać tyle, ile w dzień. Urwałam w pewnym momencie, a dalsza część akcji odbędzie się w kolejnym rozdziale. Ale teraz oddaje rozdział w Wasze rączki. Także ten: czytajcie i komentujcie :))

Ale koniec tego biadolenia :) rozdział nareszcie się pojawił, a ja czekam z niecierpliwością na Wasze opinie ;) Mam nadzieję, ze jak najwięcej czytających wypowie się na temat tej notki oraz mojego stylu pisania, bo nie mam pojęcia, czy pisać dalej czy też nie :)

***

   Kolacja minęła Justine głównie na rozmowie z Blaisem, Pansy oraz Terencem. Daphne, zbyt zajęta rzucaniem niechętnych spojrzeń na czerwonowłosą, która ewidentnie co chwila spoglądała na blondyna, nie zauważyła nawet, że jej chłopak robi zupełnie to samo w kierunku nowej uczennicy.
   Po posiłku nadszedł czas do pójścia do swoich dormitoriów.
- Za mną pierwszoroczni! - zawołał Draco w kierunku najmłodszych Ślizgonów siedzących przy ich stole. Kiedy zaczęli się podnosić i stanęli w grupce obok niego, on zwrócił się do Justine rozkazującym tonem:
- Morgan, ty też.
- Nie dzięki, sama trafię. - odpowiedziała, wstając z miejsca.
- Mam się tobą zająć i zapoznać z zamkiem. - wycedził. Nie sądził, że ta dziewczyna będzie stawiała taki opór.
- Już ci powiedziałam: sama się sobą zajmę. - rzuciła, idąc w kierunku wyjścia.
- Aleś ty uparta.. - Smok wywrócił oczami i ruszył za nią, dając ręką znać pierwszoroczniakom, że mają iść za nim.
- Dziewczyna uparta zawsze jest coś warta, Malfoy. Zapamiętaj to sobie. - odpowiedziała, nawet na niego nie patrząc. Chłopak wyrównał z nią krok i zerknął na nią. W jej oczach widać było upór i chęć zrobienia wszystkiego po swojemu. Zatrzymał się tak gwałtownie, że kilka idących za nim pierwszaków o mało na niego nie wpadło. Z lekka poirytowany złapał Justine za przegub ręki, zmuszając ją do tego, żeby również się zatrzymała. Zaskoczona gwałtownym szarpnięciem do tyłu, odwróciła się, a gdy ujrzała tego przyczynę, w jej oczach pojawiła się złość. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz Draco ją ubiegł:
- Słuchaj, może myślisz, że robię to z przyjemności, ale prawda jest taka, że to McGonagall kazała mi się tobą zająć. Więc nie stawiaj oporu i daj się grzecznie zaprowadzić do dormitorium.
   Jus wyrwała rękę z jego uścisku i odgarnęła z twarzy kosmyk czerwonych włosów, który opadł jej na oczy, gdy tak gwałtownie i brutalnie została zatrzymana i szarpnięta do tyłu, by się odwróciła. Już mu chciała pocisnąć, gdy przypomniała sobie słowa profesor McGonagall. Rozejrzała się. Ujrzała plątaninę korytarzy i ruchomych schodów. A jeśli się zgubi?
- Prowadź. - rzuciła i odwróciła się do niego tyłem, przez co nie ujrzała nikłego uśmiechu triumfu, jaki pojawił się na twarzy Ślizgona. Blondyn wyminął ją i zaprowadził grupkę swoich podopiecznych do pokoju wspólnego Slytherinu, podał hasło, następnie zaprowadził ich do swoich dormitoriów. Na sam koniec zostawił sobie Justine.
- Ty masz dormitorium razem z innymi dziewczynami z naszej klasy. Po lewej stronie, na samej górze. Pansy, Daphne i reszta powinny już tam być. Zmykaj. - rzucił, odwrócił się na pięcie i zniknął w dormitorium chłopców. Justine westchnęła i poszła zgodnie z jego wskazówkami. W środku rzeczywiście siedziały już dziewczyny. Poznała tam Lydię, która siedziała na łóżku razem z Daphne śmiejąc się tylko ze znanych im tematów. "Aha, psiapsióły. Jebane plastik-fantastik" - pomyślała Jus niechętnie. Następnie poznała jeszcze Claudię, która cichutko siedziała na swoim łóżku pogrążona w lekturze. Taka szara myszka.
   Pansy wszystko jej wytłumaczyła, po czym oznajmiła, że idzie spać, bo uczta późno się skończyła, a jutro od rana są zajęcia.
- Właśnie.. a plan lekcji? - zapytała Jus, rozglądając się po dormitorium.
- Jest na twojej szafce nooocnej.. - odpowiedziała zielonooka, ziewając.
   Czerwonowłosa spojrzała we wskazanym kierunku i rzeczywiście ujrzała tam kawałek pergaminu z rozpisanym planem zajęć, po czym spakowała książki potrzebne jutro. Gdy szykowała się do spania, przez przypadek usłyszała rozmowę Daphne i Lydii. Zerknęła na Pansy i zauważyła, że ona również przysłuchuje się tym dwóm laluniom, które siedziały na łóżku Greengrass zasłonięte kotarami. Szkoda tylko, że zapomniały rzucić zaklęcie wyciszające, żeby ich nie było słychać...
- Daphne.. uważaj lepiej na tą nową.. - odezwała się Lydia.
- Weź mi o niej nie przypominaj. - rzuciła ze złością Greengrass. Justine i Pansy nadstawiły uszu, natomiast Claudia niewzruszona siedziała na swoim łóżku pogrążona w lekturze.
- Widziałaś co było na stołówce? - zapytała psiapsióła Daphne, a Pansy spojrzała na Czerwoną z niemym pytaniem w oczach: "A co było na stołówce?".
- Powyrywam jej te czerwone kudły, jak tylko wejdzie mi w drogę. - odezwała się dziewczyna Malfoy'a głosem pełnym nienawiści, co niezmiernie zdenerwowało Jus. Jednym szybkim ruchem rozsunęła kotary.
- Co ty kurwa robisz?! - Greengrass poderwała się z łóżka i wyjęła różdżkę.
- Mama cię nie nauczyła, że nieładnie obgadywać innych?!
- Nie podsłuchuj ty pieprzona mendo!
- Czego ty ode mnie chcesz, dziewczyno?!
- Po prostu cię nie trawię! Wynoś się stąd! Nikt cię tu nie chce! - wykrzyczała Greengrass i rzuciła na Czerwoną zaklęcie odpychające. Pod wpływem Expulso Justine znalazła się nagle na drugim końcu dormitorium i z impetem uderzyła w ścianę. Z cichym stęknięciem wyprostowała się i wyjęła swoją różdżkę. Następne słowa Daphne jeszcze gorzej zdenerwowały Jus:
- Z tymi swoimi czerwonymi kudłami bardziej pasujesz do Gryffindoru niż do Slytherinu. - zakpiła. - Uważaj, żebyś się któregoś razu nie obudziła bez swojej pięknej fryzurki na głowie. - dodała szyderczo, a Justine zacisnęła palce na różdżce.
- Czyli o przynależności do domów decyduje kolor włosów? W takim razie masz, ty głupia małpo! - krzyknęła i zmieniła kolor włosów Daphne na... zielony.
- Rodowita Ślizgonka, nie ma co. - zakpiła i wściekła opuściła pomieszczenie. Gdy szła, kątem oka zauważyła, że z sąsiednich dormitoriów wyglądają zaciekawieni i rozbawieni mieszkańcy, chcący dowiedzieć się, co za afera już się rozkręca. Każdy chciał być w posiadaniu jak najświeższych plotek.
   Gdy Justine opuszczała pokój wspólny Ślizgonów, w lochach rozległ się przeraźliwy krzyk Daphne, która właśnie przejrzała się w lusterku. Jak burza wypadła z dormitorium, tym samym wywołując śmiech wśród gapiów swoim kolorem włosów.
- Gdzie ona poszła?! - wściekła zapytała zbiorowisko, wśród których był także jej chłopak z twarzą wykrzywioną w grymasie kpiny, rozbawienia, ale i jednocześnie podziwu dla wyczynu Czerwonej.
   Kilkoro obecnych wskazało Daphne kierunek, w którym udała się Jus. Greengrass szybkim krokiem przemierzyła pokój wspólny i wypadła na korytarz. Nie zdążyła zauważyć swojej rywalki, która dosłownie przed sekundą zniknęła za zakrętem. W oddali zauważyła, że Filch już patroluje korytarze, więc czym prędzej weszła z powrotem.
- I co? Dopadłaś ją? - zapytała podekscytowana Lydia, która dołączyła do grona ciekawskich gapiów czekających na nową sensację.
- Nie.. ale Filch już łazi, więc pewnie zarobi szlaban. - powiedziała z satysfakcją. - I to pierwszego dnia szkoły. - dodała z nieskrywanym zadowoleniem i weszła do dormitorium. Zaraz za nią za drzwiami zniknęła Lydia, po czym reszta zbiorowiska również zaczęła się rozchodzić. Pozostał tylko jeden blondyn, który, nie zastanawiając się zbytnio, wyszedł z pokoju wspólnego i ruszył w poszukiwaniu czerwonowłosej.

***

  Justine szła szybkim krokiem ciemnymi korytarzami Hogwartu, co chwila zaciskając dłonie w pięści i je rozluźniając. Rzadko się zdarzało, że ktoś zdenerwował ją do tego stopnia, by łzy wściekłości napływały jej do oczu, a skoro tej zołzie się to udało już pierwszego dnia znajomości, to pewny znak, że uda jej się to jeszcze nie raz. Przez tą wredną małpę czuła się odrzucona już pierwszego dnia szkoły, wiedziała, że ona uprzykrzy jej życie aż po sam koniec roku szkolnego, a to, co dziś miało miejsce, to dopiero początek wojny.
   Gdy skręcała za róg, poczuła, jak uderzyła w coś czołem. Podniosła wzrok i ujrzała przed sobą nikogo innego jak Dracona.
- Ugh znowu ty? - zapytała, masując obolałe miejsce.
- A co? Wolałabyś się natknąć na Filcha? - odpowiedział jej pytaniem na pytanie, próbując w mroku dostrzec emocje wypisane na jej twarzy, jednak nikłe światło świec uniemożliwiło mu to. Zauważył jedynie małą, błyszczącą łzę spływającą po policzku, na której widok lekko ścisnęło mu się serce, lecz nie dał tego po sobie znać. Wzbudziło to w nim jakiś nikły instynkt opiekuńczy, przez co poczuł ogromną ochotę wytrzeć słoną kroplę z jej policzka, jednak nie posunął się do tego.
- A kto to? - zapytała Jus, pociągając nosem.
- Woźny, który wlepi ci szlaban, jeśli nie wrócisz zaraz do dormitorium.
- Szlaban? Jaki?
- Nie wiem. - Draco wzruszył ramionami. - To może być wszystko. Od sprzątania klas po wizytę w Zakazanym Lesie.
   Justine zagryzła wargę. Nie miała ochoty na szlaban w jakiejkolwiek postaci i to już pierwszego dnia szkoły. Rozejrzała się. Nie wiedziała, którędy wrócić i co zrobić, by nie natknąć się na Filcha.
- To jak? Wracasz?
   Nie miała innego wyjścia. Westchnęła.
- Zgoda.. Prowadź.
   Blondyn wyminął ją i ruszył przed siebie, po drodze chwytając jej dłoń.
- To żebyś się nie zgubiła.. - podniósł jeden kącik ust w ironicznym uśmieszku, który dosłownie za moment zniknął, gdy Czerwona wyszarpnęła rękę.
- Widzę cię, obejdzie się bez tego. - wycedziła przez zęby, na co Malfoy już nic nie odpowiedział. Szedł w mroku dobrze znanymi mu korytarzami, uważając przy tym, by nie wpaść wprost w łapy woźnego.
   W pewnym momencie usłyszeli odgłosy kroków oraz ciche miałkanie. Justine spojrzała zdezorientowana na Draco i zauważyła, że ten rozgląda się nerwowo.
- To Filch.. - szepnął, szukając wzrokiem jakiejś kryjówki. Niedaleko od niech zauważył drzwi, które uznał za jedyną szansę ucieczki.
- Chodź.. - złapał Jus za rękę i kilkoma dużymi krokami pokonał odległość dzielącą ich od drzwi. Gdy je otworzył, ich oczom ukazał się mały składzik na miotły, w którym było miejsce tylko dla jednej osoby. Wepchnął tam Justine, nie zważając na jej protesty.
- Ciiicho! - syknął, przykładając jej palec do ust. Kroki woźnego były coraz głośniejsze.
- Jak Filch już pójdzie, poczekasz chwilę, wyjdziesz stąd, dojdziesz do końca korytarza, skręcisz w lewo i ostatnie drzwi po prawej. - powiedział i zamknął drzwi składziku. Nie minęło kilka sekund, kiedy Jus usłyszała zza nich męski głos.
- No proszę, pan Malfoy. O tej porze powinien być pan w łóżku.
- Cierpię na bezsenność. - mówienie kłamstw przychodziło Smokowi z łatwością. Nie zamierzał wydać Czerwonej, że to ona opuściła dormitorium, że kręciła się po szkole i że aktualnie siedzi obok w składziku na miotły. Nie wiedział, co nim wtedy kierowało, ale tłumaczył sobie, że to dlatego, iż nie chce, by Slytherin stracił jakiekolwiek punkty, zanim jeszcze je otrzyma. A on? On był prefektem i już miał w zanadrzu kolejną wymówkę.
- Poza tym, szukałem pewnej młodej Ślizgonki. Pierwszy dzień w Hogwarcie i nie wie jeszcze, co jej wolno, a co nie.
- Kręci się tu jeszcze ktoś? - fuknął Filch, rozglądając się przenikliwie, jakby widział wszystko, co się dzieje w mroku.
- Widziałem, jak opuszcza pokój wspólny i wyszedłem jej poszukać. Zapewne już jest z powrotem, nie ma się czym martwić. Wrócę do królestwa Slytherinu i sprawdzę.
- Dobrze, panie Malfoy, ale proszę pamiętać, że ja już się zatroszczę o szlaban dla pana. - powiedział woźny, uśmiechając się wrednie. "Gorszy niż Daphne" - pomyślała Jus, kryjąc się w składziku i słuchając tej rozmowy.
- W to nie wątpię. - rzucił kpiąco Malfoy i zaraz po jego wypowiedzi dało się słyszeć odgłosy kroków. Jus domyśliła się, że to Draco postanowił skończyć dyskusję i odejść. Zaraz po tym usłyszała, jak Filch mówi sam do siebie:
- Przeklęte bachory. Myślą, że im wszystko wolno. Dostanie szlaban i się nauczy. Chodź, Norris, idziemy do Snape'a.
   Justine poczekała, aż kroki Filcha ucichną i dopiero delikatnie i powoli otworzyła drzwi składzika. Rozejrzała się i szybkim krokiem ruszyła we wskazanym wcześniej przez Dracona kierunku. Chwilę później była już w pokoju wspólnym. Powoli, prawie że na palcach, zmierzała do swojego dormitorium. Niemal podskoczyła, gdy w pokoju wspólnym rozległ się chłodny głos Malfoy'a:
- No proszę. Nasza zguba się znalazła.
   Czerwona rozejrzała się i dopiero po chwili zauważyła, że na kanapie, tyłem do niej, siedzi blondyn. Nic nie odpowiadała, tylko wpatrywała się w tył jej głowy, zastanawiając się, czemu tak właściwie jej nie wydał. Chłopak podniósł się z miejsca i odwrócił w jej stronę.
- Gdzie to się chodziło? - zapytał, unosząc brew i krzyżując ręce na piersi. "W co on gra?" - zapytała się Jus z myślach.
- Przecież wiesz... - mruknęła zirytowana, lecz jej wypowiedź została zignorowana przez blondyna, mówiącego pewnym siebie głosem:
- Wiesz, że jako prefekt mam prawo w każdej chwili odjąć ci punkty dla domu lub zaprowadzić do któregoś z nauczycieli, z powiadomieniem, że złamała regulamin i powinnaś otrzymać szlaban?
- Śmiało, zrób to. - powiedziała Czerwona tonem, jakby rzucała Malfoy'owi wyzwanie.
- Pierwszy i ostatni raz ratuje ci tyłek. Zapamiętaj to sobie. - Draco zniżył głos do szeptu, wyminął ją i zniknął za drzwiami do swojego dormitorium. Justine westchnęła i nie mogąc nic zrozumieć poszła do siebie w nadziei, że Greengrass już śpi. Rzeczywiście, Panna-Jestem-Najlepsza-I-Najpiękniejsza drzemała sobie w swojej srebrno-zielonej pościeli, do której niezmiernie pasował jej nowy kolor włosów. Na jego widok Justine zachciało się śmiać, jednak musiała stłumić ten odruch, szybko i cichutko przebrać się w kremową, koronkową koszulę nocną i wskoczyć pod kołderkę. Wydawało jej się, że zasnęła, zanim jeszcze dotknęła głową poduszki.

***

   Następnego dnia Justine obudziła się, gdy tylko pierwsze promienie słońca zaczęły zaglądać do dormitorium. Zerknęła na zegar, było kilka minut po szóstej. Reszta jej towarzyszek jeszcze spała, więc po cichu, by nikogo nie zbudzić, wstała, wzięła najpotrzebniejsze rzeczy i poszła do łazienki. Wzięła długi, gorący prysznic i ubrała mundurek w barwach Slytherinu. Kiedy się malowała, do łazienki weszła Daphne z tym swoim zielonym kolorem włosów. Greengrass obrzuciła Justine wściekłym spojrzeniem, ale nic nie mówiąc weszła pod prysznic w celu zmycia tego okropnego koloru. Z czasem do łazienki wchodziły kolejne osoby, a około wpół do ósmej Jus była już gotowa i mogła spokojnie wrócić do dormitorium.
   Siadając na łóżko, zerknęła jeszcze raz na swój plan lekcji:

Eliksiry
Eliksiry
Zaklęcia
Obrona Przed Czarną Magią
Transmutacja
Zielarstwo

   Ciekawe, jak jej pójdzie. Jacy będą nauczyciele. Oby nie byli do niej jakoś uprzedzeni ani nic, bo jeśli nie skończy szkoły z dobrymi wynikami, nigdy nie znajdzie pracy, która by ją satysfakcjonowała. A było to albo stanowisko nauczyciela, albo posada w Ministerstwie Magii, najlepiej jako auror lub ich szef.
   Przeciągnęła się, ziewając, po czym stwierdziła, że pora iść na śniadanie. Podążyła za tłumem uczniów wychodzących z pokoju wspólnego w nadziei, że idąc za nimi dotrze do Wielkiej Sali. Na jej szczęście po kilku minutach znalazła się u celu i zajęła miejsce przy stole, gdzie nie było zbyt wiele osób i mogła w spokoju zjeść śniadanie. Nałożyła sobie na talerz tosta oraz nalała soku pomarańczowego. Wydawać by się mogło, że nic nie zakłóci jej spokojnej egzystencji, gdy po chwili obok pojawił się ten wredny arystokrata w towarzystwie Blaise'a i Terence'a.
- Morgan, uwazaj, bo ci w biodra pójdzie. - rzucił blondyn i wział szklanke soku pomarańczowego, stojącego przed Jus. Wypił jego zawartość i odstawił na miejsce, po czym odszedł, a Justine, zaciskajac dłonie w pięści, rzuciła tylko oschłe "Smacznego".
- Spokojnie, Jus. Ten typ tak ma. - Blaise poklepał ją po ramieniu, widząc jej minę.
- Czemu on zachowuje sie raz przyjaźnie, a raz jak dupek? - zapytała, patrząc w ślad za Malfoy'em, który teraz zajął miejsce wraz z Terencem obok Pansy.
- To jest Draco, tego nie ogarniesz. - westchnął Zabini i usiadł obok Jus, po czym poczęstował się jej tostem. Dziewczyna wywróciła oczami i wzięła ze stołu jabłko. Po skończonym posiłku, zapytała swojego towarzysza:
- Blaise.. zaprowadzisz mnie do klasy?
- Z największa przyjemnością bym to zrobił, ale chyba ktoś inny miał się tobą zająć? - zapytał Diabeł z lekkim uśmiechem, jakby troche zawiedziony, a Justine jęknęła zrezygnowana. Jeszcze bardziej dobiło ją to, że dosłownie za sekundę pojawił się obok Malfoy i zapytał tym swoim ironicznym tonem:
- I jak Morgan? Gotowa na wycieczkę?
   Czerwona wstała z miejsca z miną, jakby szła na ścięcie i rzuciła Blaise'owi zbolałe spojrzenie. "Ratuj" - powiedziała bezgłośnie, na co Diabeł tylko uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Chodźmy.. - westchnęła i ruszyła za Draconem, idącym w stronę wyjścia.
- Czemu mnie oprowadzasz? - zapytała, zrównując z nim krok.
- Bo muszę. - wzruszył ramionami, nawet na nią nie patrząc.
- Przecież mógłby mnie oprowadzać ktos inny.
- Chcesz się pozbyc najprzystojniejszego przewodnika w szkole?
- Najprzystojniejszego? Gdzie? Nie widzę.. - powiedziała Jus, rozglądając się teatralnie dookoła, za co została dźgnięta palcem w żebra.
- Ała! - zawołała, masując obolałe miejsce.
- Wredna jesteś. - rzucił Draco.
- To po co marnujesz na mnie swój cenny czas? - spytała, a chłopak zastanowił się chwilę.
- Bo to zabawne, jak tak się na mnie denerwujesz. A ja lubię denerwować innych. A że jesteś tutaj nowa, to dodatkowa rozrywka. - odpowiedział po chwili i zerknął na nią.
- Sprawia ci to przyjemność? - zapytała zła, że ktoś tak bawi się jej uczuciami, że to, że wywołuje w niej złość, kogoś bawi.
- Nie spinaj się tak, Morgan, złość piekności szkodzi. - chłopak uniósł do góry jeden kącik ust w złośliwym uśmieszku.
- Po nazwisku to po pysku, Malfoy. - warknęła Czerwona.
- Uuu jaka kulturka. - mruknął.
- Większa niz u ciebie. - odparowała.
- Nie prowokuj.. - Ślizgon pokręcił głową.
- Bo co? - zapytała Jus, zatrzymując sie i krzyżując ręce na piersi. Draco stanął na przeciw niej. Patrząc jej w oczy, pochylił głowę, zbliżając twarz do jej twarzy.
- Bo pożałujesz. - wyszeptał, nadal patrząc w jej duże, brązowe oczy. - Chyba nie chcesz, żebym uprzykrzał ci życie az do końca szkoły.
- Nie musisz. Twoja kochana dziewczyna perfekcyjnie się tym zajmie. - powiedziała Jus, wypowiadając słowa "kochana dziewczyna" niemal z jadem w głosie.
- A teraz, jak możesz, zaprowadź mnie do klasy, bo inaczej się spóźnimy. I zarobisz kolejny szlaban. Przeze mnie. - powiedziała złośliwie, hardo odwzajemniając spojrzenie Dracona. Chłopak poczekał jeszcze chwilę, nie odwracając wzroku i czekając, aż Czerwona pierwsza to zrobi. Gdy to się stało, ze swoim malfoyowskim uśmieszkiem odwrócił się i ruszył w dalsza droge do klasy, do której i tak weszli spóźnieni.


***

Zapraszam do zakładki "Zapytaj Bohatera" :)
Serdecznie Was pozdrawiam, całuję i do następnego :*
/Wasza Annabeth

poniedziałek, 4 maja 2015

OneShot #1

"Przepraszam Draco"

   Jak praktycznie co wieczór stała na rogu dwóch ulic Londynu, w krótkiej spódniczce i obcisłej bluzce z dużym dekoltem. Czekała, aż trafi jej się jakiś klient. Tak, to było okropne, co robiła, ale jakoś zarabiać musiała.. A cóż miała poradzić, skoro nie mogła sobie znaleźć żadnej pracy? Minęło pięć lat, odkąd skończyła Hogwart. A siedem od Wielkiej Bitwy, w której został pokonany zły Lord Voldemort. Doskonale to pamiętała. Była wtedy w piątej klasie i nie brała udziału w walce, ale zginęło w niej wiele jej starszych znajomych. To były okropne czasy... Do dziś ma ciarki na plechach, kiedy przypomina sobie tamten rok nauki.. Cruciatus w ramach kary za byle co... Na szczęście Złotemu Chłopcu udało się pokonać Czarnego Pana i koszmar się skończył. Ale niestety nie zwróci to życia jej rodziców ani siostry, którzy zginęli w tych okropnych czasach... Poszła do domu dziecka. Nie miała żadnych bliskich. A kiedy skończyła szkołę i stała się pełnoletnia, lekko mówiąc wyleciała stamtąd i musiała sobie jakoś radzić. W skarbcu rodziców były na szczęście jakieś oszczędności, za które przez jakiś czas żyła. Z czasem środki na życie się skończyły, a ona była w czarnej dupie. Za cholerę nie mogła sobie znaleźć pracy, dlatego zdecydowała się na to, co dziś robi. Obecnie miała 22 lata i proszę. Pracowała jako prostytutka. 
   Westchnęła i odgoniła od siebie ponure myśli, wspomnienia przeszłości. "Skup się na teraźniejszości i szukaj kogoś na dziś." - pomyślała, rozglądając się. W oddali zauważyła jakiegoś mężczyznę, który od razu przykuł jej uwagę. Ubrany był w ciemne rurki i szarą bluzę. Patrzył się pod nogi, nie przed siebie, przez co nie widziała jego twarzy. W jego postawie i stylu chodzenia było coś.. przyciągającego. Zainteresował ją. Zagryzła wargę. Tak.. To jest jej cel na dziś. Ona MUSI go zaczepić.. dotknąć.. spędzić z nim noc... Ten mężczyzna po prostu przykuł jej uwagę. Z każdą chwilą, z każdym krokiem był coraz bliżej niej. Szedł z kapturem na głowie, rękoma w kieszeni i głową spuszczoną w dół. Był przygarbiony, jakby coś go gnębiło. Był smutny. A to oznaczało, że potrzebował pocieszenia. Co z kolei wiązało się z tym, że ona może mu się dziś przydać..
   Mężczyzna szedł w stronę stojącej na rogu kobiety, cały czas patrząc w ziemię, więc pomyślała, że i tak jej nie zauważy. Ruszyła w jego kierunku i celowo zderzyła się z nim. Mężczyzna odruchowo złapał ją za ręce, by uchronić ją przed upadkiem. Spojrzał na nią, a ona od razu zatraciła się w jego stalowoszarych tęczówkach.
- Najmocniej panią przepraszam... Nic pani nie jest? - zapytał, lustrując wzrokiem jej twarz. Dostrzegł ładne, duże brązowe oczy, które wpatrywały się w niego z ciekawością. 
- N-nie.. - wymamrotała, wodząc wzrokiem po jego twarzy. Mężczyzna był bardzo przystojnym blondynem. Skądś go kojarzyła, tylko nie mogła sobie przypomnieć, skąd... Jej wzrok ciągle wracał do jego stalowoszarych oczu, które miały w sobie głęboki smutek i rozpacz, co od razu ją zastanowiło. 
- Przepraszam, nie widziałem pani... - powiedział, uśmiechając się przepraszająco. Ten uśmiech ją powalił. Był boski.. Nie mogła oderwać od niego oczu.
- Nie szkodzi. - powiedziała cicho. Mężczyzna po chwili zdał sobie sprawę, że nadal trzyma dłonie na jej nadgarstkach i jak głupi wpatruje się w jej oczy. Zmieszany zabrał ręce. Odwrócił wzrok. 
- Przepraszam, może to nie moja sprawa, ale.. czy wszytko w porządku? Wygląda pan na bardzo smutnego... - spróbowała jakoś zagadać, nawiązać rozmowę.
- Aż tak to widać? - uśmiechnął się lekko, jednak nie był to prawdziwy uśmiech. W parze z jego smutnymi oczami wyrażał raczej rozpacz aniżeli radość.
- Ja zauważyłam.
- Nic takiego.. sprawy prywatne. - mruknął, przeczesując włosy ręką.
- Rozumiem, że nie chce pan o tym rozmawiać?
- Wiesz, może przejdziemy na ty? Draco jestem. - mężczyzna wyciągnął w stronę kobiety dłoń. Ta, gdy usłyszała jego imię niemal zachłysnęła się powietrzem. Jak to możliwe, że nie rozpoznała go od razu..? Że nie rozpoznała tych stalowoszarych tęczówek, w których tak wiele razy zatracała się w ciemnych zakamarkach Hogwartu? Że nie rozpoznała tych pełnych, bladoróżowych ust, które tak wiele razy łączyły się z jej ustami i pieściły jej ciało?
- As.. Ashley. - wydukała. Kiedy ich dłonie zetknęły się w lekkim uścisku, przeszedł ją przyjemny dreszcz, wspomnienie tamtych, szkolnych i beztroskich czasów szkolnych, kiedy to największym problemem było to, czy nauczyciel postawi dobrą ocenę lub czy się spodoba chłopakowi, a nie jak zdobyć pieniądze, żeby przeżyć.
- Miło mi cię poznać. - blondyn uśmiechnął się lekko. W głowie dziewczyny uformowała się wizja tak dobrze znanego jej ślizgońskiego uśmiechu, którym Draco tak często obdarzał innych uczniów, a po którym teraz nie zostało ani śladu. Widocznie jego wojna też zmieniła. Przestał być egoistyczny i zadufany w sobie, już nie uważał siebie za najlepszego. 
- Co tutaj robisz? - zapytał, lustrując ją wzrokiem od góry do dołu. Jego wzrok był nie odgadnięty, ale domyśliła się, że po jej stroju niełatwo poznać, co robi.
- Pracuję... - powiedziała cicho. Młody pan Malfoy przyjrzał się uważnie jej twarzy. Duże orzechowe oczy, długie włosy koloru rudego. Było w niej coś znajomego.. Być może widział ją już tutaj kiedyś, ale nie zwrócił na nią większej uwagi. Albo rozpoznałby ją łatwiej, gdyby nie miała na sobie tak mocnego makijażu. 
- Nie jest ci zimno? - zapytał, patrząc na jej skąpy strój. Była połowa września a ona stała taka roznegliżowana. No ale cóż.. zarabiać jakoś trzeba było.
- Trochę... Wiesz, taka praca.
- Może gdzieś pójdziemy? Wiesz, żeby ci było cieplej.
- Chętnie, ale.. nie wiem, czy mogę sobie na to pozwolić. Muszę zarobić.
- Oh, o to się nie martw. Chodź, pójdziemy do mnie. - powiedział i ruszył przed siebie. Kobieta wyrównała z nim krok i szła obok, zerkając co i nie raz na niego.
- Dlaczego zabierasz mnie do siebie?
- Żebyś się ogrzała. I.. może ci pomogę. Żebyś więcej nie musiała tego robić.
- Jak to? - zamrugała oczami zdziwiona. "Czyżby mnie rozpoznał?" - pomyślała ze strachem. Gdyby tak było.. chybaby uciekła. Nie mogła się tak upokorzyć. 
- Nie lubię patrzeć, gdy ktoś inny cierpi. Dlatego, gdy widzę, jak komuś dzieje się krzywda, to staram się mu pomóc. Pomagam charytatywnie oraz tym, którzy mnie o to proszą. Albo tym, którym widzę, że trzeba pomóc.
"No proszę... jaka zmiana.." - pomyślała rudowłosa, patrząc na niego z niedowierzaniem w oczach. Blondyn jednak tego nie zauważył, gdyż skręcał właśnie w stronę okazałej posiadłości. Weszli do środka, po czym blondyn wprowadził ich do salonu. Sięgnął butelkę whisky oraz dwa kieliszki. Jednym poczęstował towarzyszkę, po czym oboje rozsiedli się na kanapie. Rozmawiali, popijając alkohol. Kobieta powiedziała mu, że pracuje jako prostytutka odkąd jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy ta miała siedemnaście lat. Nie przyznała się do tego, że jest czarownicą. On również tego nie zrobił, gdyż myślał, że ma do czynienia z mugolką. Spytała, czemu szedł taki przygnębiony. Opowiedział, że właśnie wracał od dziewczyny, która, nieświadoma jego odwiedzin, pewnie nadal zabawiała się w łóżku ze swoim kochankiem.
- Tak mi przykro... - rudowłosa poczuła nagłą potrzebę pogłaskania po policzku blondyna, który siedział bardzo blisko niej. Wypity alkohol oraz dawne wspomnienia ich miłości spowodowały, że zrobiła to. Draco spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem, ale nie odepchnął jej ręki ani też się nie odsunął. Poczuł coś znajomego w jej dotyku oraz w jej dużych, orzechowych oczach. 
- Czy my się przypadkiem kiedyś nie spotkaliśmy? - zapytał, świdrując ją spojrzeniem swoich stalowoszarych tęczówek. 
- N-nie.. to raczej niemożliwe.. - wyszeptała, odwracając wzrok. - Zapamiętałabym takiego klienta. - dodała po chwili. 
   Draco nie mógł się powstrzymać i ujął jej twarz w dłonie. Rudowłosa została zmuszona do tego, by na niego spojrzeć. Mężczyzna wpatrywał się w jej oczy, usta miał grzesznie rozchylone. 
- Jesteś piękna.. Po co ten ostry makijaż? 
- Żeby nikt mnie nie poznał.. wiesz.. ze starych znajomych. Nie chcę, by moja tajemnica wyszła na jaw.
- Nie tęsknisz za dawnym życiem? 
- Tęsknię.. ale musiałam to zrobić, by przeżyć. 
- Gdybym tylko spotkał cię wcześniej.. - wyszeptał Draco i pchany impulsem oraz wypitym alkoholem pocałował rudowłosą. W tym samym momencie zalała ich fala uczuć. Kobieta czuła radość, pożądanie, ból, że to nie może trwać, że nie może się przyznać, kim naprawdę jest, że nie może mu wyznać, że kiedyś byli razem i byli bardzo szczęśliwi, dopóki ich drogi nie rozłączył ostatni rok w Hogwarcie, kiedy to Voldemort miał władzę na całym gronem pedagogicznym oraz nad swoimi poplecznikami, do których, niestety, Draco należał, zmuszony do tego przez swojego ojca. To och poróżniło. Zaczęli się kłócić, co po pewnym czasie doprowadziło do rozstania, które zabolało ich oboje. 
   Mężczyzna z kolei czuł coś znajomego w ustach rudowłosej, czuł pożądanie, chciał mieć ją tu i teraz. Zaczął błądzić dłońmi po jej ciele, całując namiętnie jej usta oraz szyję. Kobieta poddała się jego pieszczotom, odchyliła głowę w tył i wydała z siebie jęk rozkoszy. Nie pozostała mu dłużna i również zaczęła wodzić palcami po linii jego pleców. Po chwili zjechała nimi na brzuch i rozpięła suwak szarej bluzy, którą blondyn jeszcze przez kilka sekund miał na sobie, a później wylądowała na podłodze obok kanapy, na której siedzieli. Mężczyzna zadrżał, gdy następnie wsunęła dłonie pod koszulkę i delikatnie pieściła nimi jego brzuch oraz plecy. Draco pozbawił rudowłosą skąpej bluzeczki oraz stanika i zszedł pocałunkami niżej, na jej piersi oraz brzuch. Po chwili również on był bez koszulki, a z czasem pozbyli się pozostałych części garderoby. Zupełnie nadzy, przenieśli się do sypialni. Draco wziął kobietę na ręce i nie przestając całować, położył ją na swoim łóżku, które jeszcze wczoraj dzielił ze swoją, teraz już byłą, dziewczyną. W sypialni blondyna spędzili noc pełną namiętności i pożądania. 
   Kiedy Draco rano wstał, po jego towarzyszce wczorajszego wieczoru nie zostało ani śladu. Nie leżała obok niego, tak, jak zasnęli po tej namiętnej nocy, w salonie nie było jej ubrań ani torebki. Jedynie w powietrzu unosił się słodki zapach jej perfum, tak bardzo znajomy, ale Draco za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć, co to za zapach. Wydawał mu się taki odległy. 
   Kiedy po przeszukaniu całego domu Draco nie natknął się na żaden ślad kobiety, z którą spędził noc, zrezygnowany wrócił do sypialni. Nie mógł jej zapomnieć, ona zawładnęła jego sercem i rozumem. Czuł, że kiedyś już ją widział... 
   Rzucił się na łóżko. Przepełniło go uczucie pustki i straty. Przebiegł dłonią po miejscu, gdzie jeszcze kilka godzin wcześniej leżała rudowłosa. Natknął się palcami na coś cienkiego, pomiętego i papierowego. Usiadł na łóżku i zerknął na znalezisko. Leżała tam mała kartka papieru oraz zdjęcie. 
   Pierwsze co zrobił, to wziął fotografię do ręki. 
- Jaki ze mnie idiota... - wyszeptał, dotykając palcami zdjęcia. Nie mógł uwierzyć, że przedstawia ono jego z czasów szkolnych, wraz ze swoją ówczesną miłością. Nie mógł sobie darować, że miał Astorię ze sobą całą noc, długo rozmawiali, nawet się kochali, a on jej nie rozpoznał. Na kolorowy papier spadła jedna, słona łza. 
- Nie mogę cię stracić.. znowu... - wyszeptał i wziął do ręki liścik, na którym widniały tylko dwa słowa: "Przepraszam, Draco...".
   Mężczyzna nie mógł zrozumieć, dlaczego Astoria to zrobiła. Okłamała go pod względem swojego imienia, pochodzenia oraz rodziny. Przefarbowała się, mocno się malowała.. Ciężko było ja poznać po tylu latach. A teraz trzymał w ręku fotografię, którą ta dziewczyna codziennie nosiła przy sobie w torebce na wspomnienie ich dawnej miłości i żałował. Żałował, że stracił taką szansę...

   Od tamtej nocy blondyn codziennie wieczorem krąży ulicami Londynu licząc, że znów natknie się na swoją dawną miłość. Być może kiedyś mu się to uda i stworzą razem szczęśliwą rodzinę...

sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 2.: Ceremonia Przydziału

   Po wyjściu Draco z przedziału Justine od razu poczuła się bardziej komfortowo i nieskrępowana jego obecnością nawiązała rozmowę z Blaisem, Pansy i Terencem. Jedynie Daphne nie uczestniczyła w konwersacji, obrzucając co chwila krytycznym wzrokiem nową uczennicę Hogwartu.
   Na zewnątrz panował mrok, kiedy Hogwart Express zatrzymał się na stacji Hogsmeade. Drzwi pociągu otworzyły się i na zewnątrz wylała się fala uczniów.  Justine, która wraz z pierwszorocznymi była jeszcze przed Ceremonią Przydziału, miała na sobie czarną szatę. Nie po raz pierwszy od zmiany szkoły zadała sobie pytanie, jaki herb będzie przyszyty do materiału jej mundurka szkolnego, jakie odznaczenie będzie nosiła na swojej piersi, jakie kolory będą ją otaczać przez ten rok nauki w Hogwarcie.
- Jus, trzymaj się mnie, to nie zginiesz. - usłyszała obok siebie słowa Blaise. Wywróciła oczami, lecz ruszyła za Zabinim, stwierdzając, że gdyby tego nie zrobiła, to chyba, jak to stwierdził wcześniej Draco - "zajebałaby się w akcji". Nagle dziewczyna usłyszała kilkanaście metrów od nich czyjś krzyk:
- Pirszoroczni za mną! Pirszoroczni za mną!
   Czerwona spojrzała w kierunku, z którego dobiegał głos i ujrzała mężczyznę o wzroście przekraczającym wszelkie normy dla zwykłego człowieka.
- Blaise? - pociągnęła swojego towarzysza za rękaw jego szkolnej szaty z zielono-srebrnymi ornamentami. - Kto to? - wskazała brodą w stronę mężczyzny, który nadal przywoływał do siebie pierwszoroczniaków. Blaise spojrzał w tamtą stronę.
- To Hagrid, nasz gajowy. Co roku zaprowadza pierwszaków do zamku.
- Ja nie powinnam tam iść?
- A jesteś pierwszakiem? - Diabeł uniósł brew.
- No w pewnym sensie...
- Kobieto, przecież ty jesteś w siódmej klasie.
- Ale jestem nowa, więc w tej szkole jakby pierwszoroczna..
- Oj chodź.. - rzucił Blaise, ruszając w stronę, w którą zmierzali inni uczniowie.
- No ale..
- Żadnego ale, idziesz ze mną. - Zabini uśmiechnął się lekko, złapał za rękę i pociągnął za sobą. Zaprowadził ją w stronę wozów czekających na przewiezienie uczniów do ich ukochanej i wyczekiwanej przez te dwa miesiące wakacji szkoły. Widziała, jak uczniowie wsiadają do nich, a one odrywają się od ziemi i lecą w kierunku, gdzie w oddali majaczyły zamkowe wierze. "One latają same.." - pomyślała i razem z Blaisem podeszła do powozu, przy którym stała reszta osób zapoznanych przez nią w Hogwarcie. Włącznie z Draco, który wykonywał w powietrzu jakiś bliżej nieokreślony ruch ręką. Miał otwartą dłoń, którą podnosił i opuszczał, podnosił i opuszczał, wpatrując się przy tym w jakiś martwy punkt w powietrzu.
- Co ty robisz? - ciekawość zwyciężyła i Justine odezwała się do blondyna. Malfoy zaprzestał tej dziwnej czynności i spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Głaszczę testrala. - odpowiedział tonem, jakby to było takie oczywiste, jak dwa razy dwa równa się cztery.
- Ale tu nic nie ma... - powiedziała Jus powoli, badając wzrokiem miejsce, gdzie Smok rzekomo widział jakieś stworzenie.
- A co ty myślisz, że te wozy latają same? - zapytał blondyn z radosnymi iskierkami w oczach. Jego mina jednak wyrażała coś w rodzaju kpiny.
- Noo tak, myślałam, że są zaczarowane. - wyjaśniła Jus, czując, że i tak jest na przegranej pozycji i Draco zaraz ją poniży jeszcze bardziej. On jednak wywrócił oczami i powiedział tylko:
- Ciągną je testrale. Nie widzisz ich?
   Jus już otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, lecz powstrzymała się. Draco pewnie robi sobie z niej żarty, a ona głupia pozwala mu na to. Zanim zdążyła przemyśleć swoją odpowiedź, odezwała się Pansy:
- Draco, daruj sobie. Nie każdy widzi testrale. Dobrze o tym wiesz. Ty jeszcze rok temu też nie mogłeś ich oglądać. - powiedziała, po czym zwróciła się do Czerwonej - Widziałaś kiedyś, jak ktoś umiera?
   Justine pokręciła głową w niemej odpowiedzi na to bezpośrednie pytanie.
- To dlatego ich nie widzisz. - odpowiedziała brunetka. - Testrale widzą tylko ci, którzy widzieli czyjąś śmierć.
- Wy wszyscy je widzicie? - spytała Jus, przebiegając wzrokiem po towarzyszach.
- Uczestniczyliśmy w bitwie o Hogwart.. - odpowiedziała Pans głosem pełnym smutku, po czym wsiadła do powozu, tym samym zamykając dyskusję. Wspomnienie bitwy dla nikogo nie było przyjemne.
   Za brunetką do wozu wsiadła reszta. Blaise przepuścił Czerwoną, po czym zapakował się do środka, zajmując miejsce obok niej. Podróż do Hogwartu minęła Czerwonej na milczeniu i słuchaniu rozmowy Ślizgonów głównie na mało interesujące ją tematy dotyczące osób, których nie znała. Greengrass ciągle rzucała Czerwonej nieprzyjemne spojrzenia. Irytowało ją to, że Justine wzbudza zainteresowanie innych uczniów, zwłaszcza tej męskiej części, z powodu tego, że jest tutaj nowa. Dodatkowo rzucał sie w oczy jej kolor włosów. Nie sposób jej nie zauważyć. I było jeszcze coś, co ogromnie wkurzało Daphne: Justine, nie ma co ukrywać, do najbrzydszych nie należała i Daphne postrzegała ją jako rywalkę. Od razu wyszła z założenia, że Czerwona będzie chciała wyrwać tutaj jakiegoś chłopaka, a nie wiedziała nawet, że we Francji, w pewnej miejscowości mieszka chłopak, który jest zakochany w Jus i tęskni za nią. Chłopak, z którym Justine była przed jej wyjazdem. Chłopak, który nadal nim pozostał. Oboje zakochani zgodnie stwierdzili, że postarają się pokonać odległość. Jeżeli to prawdziwa miłość, to przetrwa ona wszystko.
   W końcu, po kilku minutach jazdy, znaleźli się na miejscu.  Podekscytowani uczniowie wysiadali szybko z powozów, by jak najprędzej dostać się do środka. Każdy nie mógł już się doczekać, aż wróci do tej wspaniałej szkoły. I nieważne dla nich było to, że muszą powtarzać rok przez II Bitwę o Hogwart, która odbyła się na wiosnę. Zadziwiające było to, że w tak krótkim czasie udało się odbudować takie piękno, jakim był ten zamek jeszcze przed wojną. Teraz praktycznie nie różnił się on niczym od jego wcześniejszej wersji.
   Jus rozejrzała się dookoła. Wszędzie widziała zadowolonych i radosnych uczniów. Pierwszaki byli zdenerwowani, ale i podekscytowani zarazem. A ona czuła się zagubiona. Jednak jej wątpliwości rozwiały się z chwilą, kiedy spojrzała na zamek. Gdy tylko nań spojrzała, czuła magię bijącą od tego budynku. Zastanawiała się, jakim cudem nie trafiła tutaj wcześniej. Beauxbatons przy Hogwarcie się chowało. Jus z podziwem patrzyła na piękne, majestatyczne i wzbudzające zachwyt mury zamkowe. Tak się wzbraniała przed przeprowadzką, przed zmianą szkoły, ale gdy tylko zobaczyła zamek, zmieniła zdanie. Chciała na zawsze zapamiętać to miejsce.
- Te, Czerwona, zamierzasz tu sterczeć całą noc? - Usłyszała obok głos Dracona. Otrząsnęła się z zachwytu, lecz nie zaszczyciła blondyna ani jednym spojrzeniem czy słowem, na które Smok tak liczył, szukając zaczepki u nowej uczennicy.
- Robi wrażenie, nie? - Blaise stał obok niej i również przyglądał się zamkowi. Justine nie była w stanie powiedzieć ani słowa, więc tylko pokiwała głową.
- Chodź, jak wejdziesz do środka, to dopiero zobaczysz, co to prawdziwa magia. - Diabeł złapał jej dłoń i zaczął ciągnąć w stronę wejścia, przepychając się przez tłum uczniów.
- Normalnie zwali cię z nóg, jak to wszystko zobaczysz. Sufit w Wielkiej Sali, ruchome schody, pomniki, zbroje, duchy... - Blaise gadał jak najęty, a Jus z zainteresowaniem słuchała jego opowieści o swojej nowej szkole.
   W końcu udało im się dostać do głównego wejścia i znaleźli się w Sali Wejściowej. Justine zaparło dech w piersiach. Wszystko było piękne i zachwycające. Zamek urządzony był w tajemniczym klimacie, nie to co jasne korytarze i klasy Beauxbatons.
- Tu jest... obłędnie. - wykrztusiła i zerknęła. Chłopak odwzajemnił uśmiech, przyglądając jej się z lekkim rozbawieniem. Sam nie zapomniał, jakie wrażenie wywarło na nim to miejsce, kiedy po raz pierwszy przekroczył próg Hogwartu. Zabini uśmiechnął się do nowej, a ta odwzajemniła uśmiech.
- To dopiero Sala Wejściowa. Oczy wyjdą ci na wierzch, jak wejdziesz do Wielkiej Sali. - stwierdził i pociągnął dziewczynę dalej.
   I wiele się nie pomylił. Gdy Justine weszła do środka, to, co ujrzała, było nie do opisania. Cztery stoły, przy których siedzieli uczniowie w szatach o tych samych barwach. Przy piątym siedzieli nauczyciele, mając oko na całą społeczność szkolną. A sufit... Sufit był cudowny.
- Chodź, jeszcze się napatrzysz. - zaśmiał się Diabeł i pociągnął nową w stronę stołu Slytherinu, gdzie wszyscy uczniowie mieli zielono-srebrne dodatki oraz herb z wężem wyszyty na piersi. Usiadł obok Terence'a i posadził Jus obok siebie, tak, że siedziała na przeciw Pansy. Obok zielonookiej siedział Draco, a dalej jego jakże wspaniała dziewczyna, która nie szczędziła Czerwonej nienawistnych spojrzeń od czasu do czasu.
- Czerwona, coś mnie ominęło? Nie przypominam sobie, żeby była już ceremonia przydziału i żebyś trafiła do Slytherinu. - odezwał się Draco, świdrując ją tym swoim spojrzeniem. Wpatrywał się w nią z ciekawością oraz lekkim rozbawieniem, ponieważ nadal miał w pamięci scenę w przedziale. Ale w jego spojrzeniu czaiło się coś jeszcze.. Coś, co Justine odczytała jako wyzwanie. Już pojęła, że będzie miała tutaj z Malfoyem ciężki żywot.
- Bo nie było. - wycedziła przez zęby.
- To czemu tutaj siedzisz? - uniósł brew w tym swoim malfoyowskim stylu.
- Przeszkadza ci to? - spytała Jus, odwzajemniając hardo jego spojrzenie. Chłopak kiwnął lekko głową.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - rzucił.
- W takim razie właśnie dlatego tutaj siedzę. - odpowiedziała, odwracając głowę w stronę stołu nauczycielskiego, tym samym dając Draconowi do zrozumienia, że kończy z nim tę dyskusję. Pansy posłała blond-przyjacielowi karcące spojrzenie, a Blaise pokręcił głową z dezaprobatą.
   Po jakimś czasie do sali weszli już wszyscy uczniowie i zajęli swoje miejsca. W powietrzu unosił się wesoły gwar rozmów, który ucichł, gdy dyrektor szkoły, profesor Dumbledore, wstał i rozpoczął przemowę. Po jego dość krótkiej mowie, miejsce na środku podestu zajęła profesor McGonagall, trzymająca w dłoni kawałek pergaminu, będący listą nowych uczniów. Stanęła obok stołka, na którym leżała Tiara Przydziału i zaczęła kolejno wywoływać pierwszoroczniaków. Kiedy ostatnia osoba z tej wystraszonej i zarazem podekscytowanej grupy jedenastolatków została przydzielona do swojego domu, profesor McGonagall oznajmiła całej szkole, zwracając się przede wszystkim do uczniów, którzy byli na siódmym, ostatnim roku nauki w Hogwarcie:
- Dziś do grona naszych uczniów klas siódmych dołączy nowa uczennica. Została przepisana z Beauxbatons do Hogwartu w wyniku przeprowadzki do Anglii. Proszę o życzliwe przyjęcie nowej uczennicy oraz oprowadzenie jej po szkole prefektów, do których domu trafi. - kobieta spojrzała na pergamin. - Justine Elphame Morgan! - wyczytała, a Czerwona poczuła, jak żołądek zacisnął jej się ze zdenerwowania i stresu. Elphame.. nigdy nikt nie używał jej drugiego imieniu. No może z wyjątkiem matki, która miała do tego jedyne prawo. Justine nie lubiła, gdy ktoś zwracał się do niej jej drugim imieniem, ten przywilej posiadała tylko jej mama.
   Kiedy wstała, poczuła na sobie wzrok niemalże wszystkich obecnych w Wielkiej Sali. Zaraz po tym rozległy się szepty: "Ona trzyma ze Ślizgonami...", "Ciekawe, gdzie trafi..", "Ona ma czerwone włosy...", "Już zakumplowała się z Malfoy'em i jego świtą..."
   Jus starała się nie słuchać komentarzy, które napływały do jej uszu ze wszystkich stron. Na drżących nogach podeszła do stołeczka i usiadła na nim. Profesor McGonagall położyła na jej głowie Tiarę, po czym w głowie Jus rozległ się przepełniony ogromną mądrością i pewnością siebie głos:
- Justine Elphame Morgan! No proszę! Pół Gryfonka, pół Ślizgonka! Tak, doskonale pamiętam twoich rodziców. Claudia i Thomas, matka w Gryffindorze, ojciec w Slytherinie. Niezła mieszanka z ciebie wyszła.. - Justine była pod wrażeniem wiedzy Tiary na temat życia osobistego jej oraz jej rodziców. I, rzeczywiście, tak jak powiedziała Tiara, Justine była mieszanką charakterów swojej matki i ojca.
- Do którego domu by przydzielić ten gryfońsko-ślizgoński charakterek..? - zastanawiała się Tiara, a dla Justine czas siedzenia na tym stołku, na oczach całej szkoły, wydawał się wiecznością. - Odważna i lojalna, pewna siebie, sprytna i przebiegła. Zadziorna. Właśnie taka jesteś. Jak myślisz, gdzie pasujesz bardziej? - zapytała Tiara i nie dając jej szans na jakąkolwiek odpowiedź, wrzasnęła: SLYTHERIN!
   Przy stole zielono-srebrnych rozległy się oklaski oraz krzyki zadowolenia. Justine odetchnęła z ulgą, że już po wszystkim i może nareszcie zejść z pola widzenia wszystkich obecnych. Wróciła na swoje poprzednie miejsce obok Blaise i przyjęła gratulacje za trafienie do Slytherinu. Gratulowali jej zarówno osoby, które zapoznała w przedziale, jak i te, których nie znała. Przedstawiali się, lecz imiona szybko wylatywały jej z głowy, gdyż za bardzo była zajęta próbami rozszyfrowania tajemniczego i nieprzeniknionego spojrzenia Dracona.


***************
Hej, hej, hej :)) witam Was po dość długiej przerwie. Rozdział byłby wcześniej, na prawdę, ale niestety, złośliwość rzeczy martwych nie zna granic. Dopiero w tym tygodniu weszła w posiadanie nowej ładowarki do laptopa, gdyż poprzednia się popsuła (zjarała dokładnie, chyba jakieś zwarcie było :/). I tak udało mi się przepisać na komputer to, co miała pozapisywane na kartkach. Robiąc papierowe notatki nie mogłam zorientować się, czy jest to odpowiednia długość dla rozdziału, teraz, gdy mam go już przepisanego, widzę, że zbyt długi to on nie jest :/ jest krótszy od poprzedniego, pierwszego rozdziału.

Mam nadzieję, że ten rozdział spotka się z taką samą pozytywną opinią jak ten poprzedni. Jeśli nie - trudno, postaram się poprawić. W końcu czego się nie robi dla swoich kochanych czytelników ;)

Serdecznie zapraszam do wyczekiwania na kolejną notkę, odwiedzenia zakładki "Bohaterowie" oraz "Zapytaj bohatera", a także do wpisania się do listy w zakładce "Informowani", jeżeli chcecie otrzymywać w jakiś sposób powiadomienia ode mnie o nowej notce.

Pozdrawiam, kocham Was i do następnego, na który na pewno będziecie musieli czekać mniej, niż na ten rozdział ;) Może w między czasie wstawię też jakąś miniaturkę, co o tym myslicie? :)

/Annabeth

sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 1.: Początki w nowym miejscu zawsze są trudne

***UWAGA***
W tym rozdziale pojawi się scena nieco erotyczna, ale będzie to jak na razie pierwsza na kilka bądź kilkanaście rozdziałów, więc proszę od razu nie uprzedzać się do bloga, gdyż nie będzie on nafaszerowany mocno takimi scenami ;) No chyba, że będziecie chcieli ;D

Druga sprawa: dziękuję Wam za tyle odwiedzin dla bohaterów :) Mam nadzieję, że rozdział Was nie zawiedzie i zostaniecie ze mną na dłużej ;) Dodałam dodatek "Zaobserwuj ;)" wiec jeśli chcecie na bieżąco być z rozdziałami na moim blogu, kliknijcie to :) Jeśli nie, zachęcam do odwiedzenia zakładki "Informowani" :) Aaa i dodałam opcję anonimowego dodawania komentarzy, więc zachęcam do wyrażania opinii ;)

Ps. Kina, spodobała mi się zakładka na Twoim blogu "Zapytaj bohatera". Czy byłabyś mocno zła, gdybym i ja takową założyła u siebie? :)

Cały świat Justine legł w gruzach, kiedy dowiedziała się o rozwodzie rodziców. Nie mogła uwierzyć, że ojciec był zdolny do tego, żeby zdradzić mamę. I to jeszcze z jakąś mugolką... On, dumny czarodziej czystej krwi, Thomas Morgan, wdał się w romans z niemagiczną istotą. Znienawidziła go. Rozwalił jej szczęście. Jej i mamy. Rozwalił ich rodzinę. Obwiniała go za to, przestała się do niego odzywać. Sąd zdecydował, że opiekę nad Justine będzie sprawować matka, a ta, chcąc zapomnieć o swoim dawnym mężu, postanowiła, że przeprowadzi się z powrotem do Londynu, do swoich rodziców. A co za tym idzie, Justine razem z nią.
   To nie było proste. Zostawić przyjaciół, znajomych, chłopaka... przeprowadzić się, mało tego, że do innej miejscowości, to do całkiem innego państwa. Inny klimat. Inni ludzie. To było dla niej za wiele. Przyzwyczajona do słonecznego wybrzeża Francji czuła się nieswojo i obco w deszczowym Londynie. Szczęście, że jej rodzice byli Anglikami i uczyli ją jej ojczystego języka, kiedy od maleńkiego mieszkała we Francji. Inaczej, nie odnalazłaby się tutaj. Teraz, 1 września, stała razem z matką na peronie 9 i 3/4 i czekała. Czekała na ostatni moment, w którym jeszcze będzie można wsiąść do tego pociągu wiozącego uczniów do ich szkoły. ICH szkoły. Nie jej. Nie czuła się powiązana z tym miejscem. I to jeszcze miała tutaj trafić tuż po wojnie... Tęskniła za Beauxbatons. A teraz musiała zamienić błękitny mundurek na szatę uczniowską Hogwartu. Tylko do jakiego domu trafi? Ohh, naczytała się o Hogwarcie, kiedy dowiedziała się o zmianie szkoły. Miała teraz w głowie ogrom informacji na jego temat. Cztery domy. Czterech założycieli. Cztery różne charaktery i osobowości. Godryk Gryffindor, Helga Huffelpuf, Rovena Ravenclow i Salazar Slytherin. Kiedy to przeczytała, od tamtej pory już wielokrotnie próbowała dopasować się do któregoś z nich, ale nie bardzo jej to wychodziło. Gryffindor... Czy była odważna? Nie potrafiła tego stwierdzić. Chyba nie. Gdyby zobaczyła nagle na swej drodze trolla albo olbrzymiego pająka, na pewno by stchórzyła. Lojalność, wierność... Tak, te cechy posiadała. Huffelpuf.. Nieee, w ogóle nie czuła, by kiedykolwiek tam trafiła. Ravenclow... Nauka? Szła jej całkiem nieźle. Slytherin... Pewność siebie? Cięty język? Spryt? Pasowała tu trochę, ale.. sama nie wiedziała, czy chciałaby przynależeć do tego domu. Jej rozważania zawsze kończyły się dylematem, czy pasuje bardziej na Gryfonkę, czy Ślizgonkę. Ehh.. to wszystko było dla niej takie dziwne i nowe...
- Trzymaj się, córciu... - powiedziała cicho mama Jus, przytulając mocno córkę. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza, którą zaraz wytarła, aby Justine jej nie zauważyła. Po chwili odsunęła się od córki i spojrzała na nią z ogromną miłością.
- Mamuś... - wywróciła oczami. - Poradzę sobie, jestem już duża. - uśmiechnęła się, miała nadzieję, w miarę przekonująco. Chyba jej się to udało, bo jej matka odwzajemniła uśmiech.
- To.. ja wsiadam... - powiedziała Jus niechętnie i złapała za rączkę swojego kufra, w którym miała wszystkie potrzebne rzeczy oraz za klatkę z czarną jak noc sową, której błyszczały złote oczy.
   Weszła do pierwszego wagonu na samym początku Hogwart Express. Zajrzała do pierwszego przedziału, w którym siedziała jakaś starsza kobieta. Miała na sobie ciemnozieloną szatę i wzbudzała respekt.
- Yyy.. przepraszam. Czy tutaj jest wolne? - zapytała, a kobieta spojrzała na nią znad okularów.
- Nie, moja droga. To jest przedział dla prefektów naczelnych.
- To gdzie oni w takim razie są? - zapytała z przekąsem, nie widząc tutaj nikogo, oprócz tej czarownicy.
- Jeszcze nie są wybrani. A teraz, moja droga, mogłabyś opuścić ten przedział i mi nie przeszkadzać? Mam na prawdę duży dylemat.
- Dobrze, pani... - urwała, zastanawiając się.
- Profesor McGonagall.
   Jus kiwnęła głową i opuściła przedział. Westchnęła i zajrzała do kolejnego. Niestety, w każdym już ktoś siedział. Nienawidziła nawiązywać nowych znajomości, więc nawet tam nie zaglądała tylko od razu szukała wolnego przedziału. Na jej nieszczęście, nie znalazła takiego. Przez jakieś piętnaście minut przedzierała się przez cały pociąg tylko po to, by jej poszukiwania zakończyły się fiaskiem.
   Na końcu pociągu zobaczyła ostatni wagon. W środku było ciemno. "Dziwne.. przecież na dworze świeci słońce" - pomyślała, odstawiła kufer oraz klatkę z sową i otworzyła cicho drzwi wagonu, by sprawdzić, czy może tam jest jakiś wolny przedział. Stwierdziła, że może to być idealne miejsce na jej podróż do Hogwartu, nikt jej tu nie znajdzie przez całą drogę i nikt nie będzie przeszkadzał.

****Kilka minut wcześniej*****
   Siedział sam w przedziale, czekając na przyjaciół. Jak zwykle był pierwszy, jak zwykle to on musiał zająć przedział i jak zwykle to jemu się nudziło podczas czekania na resztę. Z czasem jego przyjaciele zaczęli zajmować miejsca obok niego, witając się i od razu sprawiając, że na jego ustach zagościł nikły uśmiech. Na samym końcu do przedziału weszła jego dziewczyna. Spojrzał na nią. Sam nie wiedział po raz który zastanowił się, czy na pewno ją kocha. Nie, raczej nie. Gdyby tak było, nie zdradzał by jej, pragnąłby jej ciągłego towarzystwa, a on niemalże miał jej dość. Byli ze sobą od końca piątej klasy, a od końca szóstej zaczął ją zdradzać. I ona dobrze o tym wiedziała. Mimo to nie zrywali ze sobą. Chyba za bardzo bali się reakcji rodziców, którzy się przyjaźnili. Już dawno zostało przesądzone, że Dracon Lucjusz Malfoy i Daphne Greengrass będą razem. Tak postanowili ich rodzice i tak miało być. Nie chcieli myśleć o konsekwencjach, gdyby się im sprzeciwili. Draco, niezbyt szczęśliwy, że jest w związku z kimś kogo nie kocha, zdradzał swoją dziewczynę, szukając przygody, uniesień, emocji. Daphne, również go nie kochała, ale szczyciła się tym, że jest z chłopakiem, który jest obiektem pożądania niemal każdej dziewczyny w tej szkole. Gdy weszła do przedziału, przywitała się z Draconem namiętnym pocałunkiem. Chłopakowi przyszło coś do głowy.
- Hej, Daphne. Wiesz, jak się za tobą stęskniłem? - zapytał, sadzając ją sobie na kolanach. Zmienił się od momentu gdy zaczęli być razem. Miał wtedy piętnaście lat, teraz miał osiemnaście i co innego było mu w głowie.
- Nie wiem. Możesz mi pokazać, jak bardzo? - spytała figlarnie, a blondyn zaczął ją całować.
- Ej, stary, ja wiem, że jesteście razem i w ogóle, ale moglibyście się nie lizać przy nas. - rzucił Blaise, najlepszy przyjaciel Dracona.
- Zabini, daruj. Nie widziałem się z Daphne całe wakacje. Chodź, kotku, spokojnie sobie porozmawiamy i dopiero tu wrócimy. - Ślizgon wstał i trzymając dziewczynę za rękę, opuścił przedział i wszedł do najbliższego wagonu, który jak się okazało był ostatni. Jeden przedział był pusty, w drugim siedziało troje pierwszoroczniaków. Nie chciał, by ktokolwiek im przeszkadzał.
- Ten przedział był zajęty. - powiedział, wchodząc do środka.
- Ale nikogo tu nie było... - zaczął jakiś chłopak, ale speszył się pod wzrokiem wiele starszego blondyna.
- Wynocha stąd. Ale już! - warknął i obserwował, jak pierwszaki opuszczają przedział.
- Szybciej. - popędził ich tonem nieznoszącym sprzeciwu, a kiedy został sam z Daphne, przyciągnął ją do siebie i zaczął namiętnie całować.
- Aż tak bardzo się za mną stęskniłeś? - wymruczała dziewczyna między pocałunkami.
- Tak.. bardzo. - wychrypiał Draco, kiedy jego partnerka zeszła pocałunkami niżej, pieszcząc językiem wrażliwe miejsca na jego szyi.
   Wyciągnął z kieszeni różdżkę i jednym jej machnięciem sprawił, że w wagonie zrobiło się ciemno. Drugie machnięcie spowodowało pojawienie się małych, srebrnych kulek światła, które rzucały delikatną poświatę na przedział, dając odpowiedni nastrój.
- Jak myślisz, Draco.. czy nie będzie nam tutaj nikt przeszkadzał?  - spytała, pocierając delikatnie dłonią wybrzuszenie w jego spodniach.
- Z całą pewnością nikt tutaj nie zajrzy. - Draco zapewnił ją, choć wcale nie był tego taki pewien. Ale nawet gdyby, to co. Jest pełnoletni, może robić, co chce i na co ma ochotę. A że ostatnio przeważnie ochotę ma na imprezowanie i na dziewczyny, to nikt mu tego nie zabroni.
   Zadrżał, gdy Daphne rozpięła jego spodnie i klęcząc przed nim zaczęła powoli pieścić ustami jego męskość, doprowadzając go do spełnienia.

************

Justine cicho otworzyła drzwi wagonu. Jej uszu dobiegły ciche, męskie jęki i pomruki. Nie mogąc się powstrzymać, zajrzała do jednego z przedziałów. Drzwi były otwarte, ale wokół panował mrok, tylko w środku unosiły się blade kule światła. To co tam ujrzała przeszło jej oczekiwania. Na środku stał jakiś chłopak, w tym magicznym świetle jego włosy wydawały się niemal białe, a cera blada. Miał zamknięte oczy i grzesznie rozchylone usta. Wydawał ciche jęki, kiedy dziewczyna klęcząca przed nim sprawiała mu rozkosz. Justine stała w drzwiach, wpatrując się w twarz chłopaka, która w delikatnej, srebrnej poświacie oraz wymalowanej na niej rozkoszy wyglądała tajemniczo i intrygująco.
   Blondyn nagle otworzył oczy i napotkał wzrok dziewczyny. Z początku trochę się speszył, ale zaraz potem oprzytomniał. "Co ja się będę przejmował" - pomyślał i nie dał Daphne żadnego znaku, że ma przestać. Uśmiechnął się cwaniacko, patrząc w oczy dziewczyny stojącej w drzwiach. Justine się speszyła i spuściła wzrok. Czym prędzej odwróciła się i opuściła wagon, a Draco, nim odeszła, zdążył jeszcze zobaczyć, jak blade światło oświetla jej czerwone włosy. Uznał to raczej za jakieś przewidzenie, gdyż nie przypominał sobie, by ktokolwiek w Hogwarcie miał czerwone włosy. Zamknął ponownie oczy, szybko zapominając o tym zajściu i dał się ponieść rozkoszy.
   Justine w tym czasie złapał za swój kufer i klatkę z sową i otworzyła drzwi do pierwszego przedziału, zaraz obok.
- Przepraszam, czy tutaj jest wolne? - zapytała lekko drżącym głosem. Nie powinna była zaglądać do tego wagonu. A jeśli już powinna od razu odejść, a nie ten chłopak ją zauważył.
   Nagle zdała sobie sprawę, że dwaj chłopacy oraz dziewczyna siedzący w przedziale gapią się na nią jak na przybysza z innej planety.
- Okej, czyli nie. Dobra, to ja pójdę.. - odwróciła się i już miała wyjść, gdy zatrzymał ją głos jednego z chłopaków. Miał ciemną karnację i był całkiem przystojny.
- Nie, czekaj, zostań. Chodź, usiądź. - powiedział, podnosząc się z miejsca i podchodząc do niej. Wyciągnął w jej stronę rękę.
- Mam na imię Blaise.
- Justine. - ujęła jego dłoń, a chłopak przytrzymał ją trochę dłużej niż powinien i pogładził ją delikatnie kciukiem.
- Daj kufer, położę go na półkę. - powiedział i nie czekając na jej reakcję, wtachał go na górną półkę razem do swojego kufra i reszty jego towarzyszów.
   Zapoznała się z pozostałą dwójką, dowiadując się, że chłopak ma na imię Terence, a dziewczyna Pansy i zajęła miejsce od okna, obok dziewczyny, która siedziała sama na przeciwko Terence'a. Blaise, gdy zapakował kufer na górę, wcisnął się obok Justine, rzucając do siedzącej obok brunetki:
- Posuń się, Pans.
   Zielonooka prychnęła, ale zrobiła przyjacielowi miejsce obok czerwonowłosej. "Rany, następna. Czy ten Zabini nie może sobie żadnej odpuścić?" - zapytała się w duchu.
- Nie widziałem Cię tu wcześniej. - zagadnął Blaise do patrzącej w okno Justine. Ta zerknęła na niego i odpowiedziała:
- Jestem tutaj nowa.
- Jesteś pierwszoroczna? - zdziwiony zlustrował ją wzrokiem.
- Nie jestem. - zaśmiała się, gdyż rozbawiła ją myśl, że miałaby mieć 11 lat. - Mam 17 lat. W wakacje przeprowadziłam się z Francji tutaj i musiałam zmienić szkołę.
   Zabini uśmiechnął się.
- Już rozumiem.
- Diable, co rozumiesz? - zapytał jakiś męski głos, który nie należał ani do Blaise (który i tak by nie rozmawiał sam ze sobą), ani do Terence'a. Spojrzała więc w stronę wejścia do przedziału, skąd dobiegł jej ten głos i omal nie zachłysnęła się powietrzem. Był to chłopak, którego widziała w tym ciemnym przedziale, a za nim do środka weszła jakaś dziewczyna. Zapewne byli razem, skoro robili takie rzeczy. I to w przedziale pociągu pełnym uczniów.
- Nic. Ty i tak nie zrozumiesz. - rzucił Zabini. Młody Malfoy zbył go wzruszeniem ramion i podszedł do nowej osoby w przedziale. Wyciągnął w jej stronę rękę, przedstawiając się:
- Nazywam się Draco. Dla przyjaciół Smok. - uśmiechnął się, gdy Czerwona uścisnęła jego dłoń.
- Justine. Lub po prostu Jus. - odpowiedziała, szybko zabierając rękę, mimo iż blondyn chciał ją potrzymać trochę dłużej. Przystojny Ślizgon zajął miejsce od okna, na przeciwko Justine, a Daphne usiadła między nim a Terencem, nawet nie witając się z nową uczennicą. Najwidoczniej widziała w niej rywalkę. Draconowi od razu rzuciły się w oczy czerwone włosy nowo przybyłej. Teraz wpatrywał się w nią z rozbawieniem, zastanawiając się, czy ona go poznała. Doszedł do wniosku, że chyba tak, skoro cały czas uparcie gapiła się w okno.
- Ja cię skądś kojarzę.. Czy my się wcześniej nie spotkaliśmy? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Nie, musiałeś mnie z kimś pomylić. - odrzekła i odważyła się na niego spojrzeć. Napotkała stalowoszare tęczówki, które wpatrywały się w nią z ciekawością i rozbawieniem. Nieco speszona odwróciła wzrok, ponownie oglądając krajobraz za oknem. Blaise próbował do niej jakoś zagadać parę razy, lecz ona zbyła go krótkimi odpowiedziami.
   Po kilku godzinach podróży drzwi do ich przydziału otworzyły się i do środka weszła śliczna dziewczyna, z brązowymi włosami i oczami, o zgrabnej figurze i w szacie w barwach Gryffindoru.
- Malfoy, McGonagall każe Ci przyjść do swojego przedziału. - poinformowała blondyna.
- Za ile mam być? - spytał, niechętnie odrywając wzrok od czerwonowłosej i ze zdziwieniem stwierdzając, że większość podróży jej się tak przypatruje.
- Zaraz, Malfoy.
- A ile mogę się spóźnić? - zapytał, przeczesując palcami swoje włosy.
- Wcale. McGonagall kazała Ci przyjść natychmiast. - rzuciła, odwróciła się na pięcie i odeszła. Draco niechętnie wstał i ruszył do wyjścia z przedziału.
- Czego ta kobieta ode mnie chce? - zapytał na głos tonem, jakby szedł na szlaban, choć domyślał się, że chodzi o bycie prefektem. To było jasne już wcześniej, że nim zostanie/ Dobrze się uczył, najlepiej w swoim domu na swoim roku. Więc to chyba było oczywiste.
   Wyszedł z przedziału i kilkoma szybkimi krokami dogonił Hermionę.
- Ej, Granger, gdzie Ci się tak spieszy? - zapytał, kiedy znalazł się tuż za nią.
- Gdybyś chwilę pomyślał, to byś wiedział, że po odznakę prefekta. - odpowiedziała, nie oglądając się za siebie.
- Więc to jednak ty, a nie Potter?
- Tak. McGonagall powiedziała, że miała wielki dylemat, ale ostatecznie stwierdziła, ze skoro Harry jest kapitanem drużyny, to ja będę prefektem.
- Ja też jestem kapitanem i jakoś jestem prefektem. - młody Malfoy wzruszył ramionami.
- Tak, ale w Slytherinie byłeś jedynym kandydatem. - rzuciła i weszła do odpowiedniego przedziału, gdyż znaleźli się już na początku pociągu.
   McGonagall powitała czwórkę nowych prefektów naczelnych, przedstawiła im ich obowiązki, ale też przywileje oraz poinformowała, że każde z nich ma dostęp do łazienki prefektów oraz posiada własne dormitorium, każde w innej części zamku. Na sam koniec powiedziała:
- Oprócz pierwszorocznych uczniów, którzy w tym roku rozpoczną naukę w tej szkole, jest też nowa uczennica. Ma siedemnaście lat, wiec będzie chodziła z Wami do klasy. Dotychczas uczyła się w Beauxbatons i każda klasę kończyła z wysokimi wynikami. Po ceremonii przydziału okaże się, do którego domu trafi i Justine i który prefekt ma się nią zająć. Czy to jest zrozumiałe?
- Tak, pani profesor. - odpowiedzieli wszyscy czworo.
- Oczywiscie rozumiecie, że jako prefekci macie teraz zrobić obchód pociągu, po czym wracacie tutaj i spędzacie resztę podróży w tym przedziale?
   Nowi prefekci pokiwali głowami i niechętnie wyszli z przedziału, wypełniając swoje nowe obowiązki.
   Draco podczas obchodu zajrzał do przedziału, gdzie siedzieli jego przyjaciele.
- Bijcie pokłony przed nowym prefektem naczelnym. - powiedział, wchodząc do środka. Justine zmarszczyła brwi, słysząc termin "prefekt naczelny". Czytała coś o nim lecz nie potrafiła sobie za bardzo przypomnieć co..
- Czerwona, jak trafisz do Slytherinu, to mam się Tobą zająć. - powiedział Draco, uśmiechając się cwaniacko do nowej koleżanki.
- Po pierwsze, mam na imię Justine, a po drugie, mną się nie trzeba zajmować. - odpowiedziała.
- Dobrze. Więc słuchaj, Justine. - Draco zaakcentował jej imię. - To polecenie McGonagall. Ma się tobą zająć ten prefekt, do którego domu trafisz.
- Potrafię sama się sobą zająć.
- Beze mnie, albo jakiegoś innego prefekta, zgubiłabyś się w Hogwarcie. Zajebałabyś się w akcji. - Draco nie szczędził słów, chcąc pokazać swoją wyższość nad nową uczennicą. Nie miał nic do przeklinania. Wręcz przeciwnie - uważał, że czasami trzeba powiedzieć jakieś brzydkie słowo, jeśli sytuacja tego wymaga. A ta wymagała.
- Tak? W takim razie mam nadzieję, że nie trafię do Slytherinu, skoro miałbyś się mną zajmować ty. - odparowała.
- Wiesz, że teraz obrażasz tu wszystkich siedzących? Każdy jest Ślizgonem. - Draco miał rozbawione iskierki w oczach.
- Ja nikogo nie obrażam, tylko mówię, ze nie chciałabym, żebyś się mną zajmował.
- A to dlaczego?
- Bo wyglądasz mi na takiego, który potrafi zadbać tylko o siebie i to też nie zawsze, a nikim innym się nie przejmuje.
- Nawet nie wiesz, ja bardzo pozory mylą. - puścił jej oczko. Stał tyłem do Daphne, więc ta, niczego nieświadoma, nie ingerowała w tę dyskusję.
- Zobaczymy. - rzuciła Justine na odczepkę, a Smok wyszedł z przedziału i wrócił do McGonagall. Przez rozmowę z czerwonowłosą przybył ostatni i zajął jedyne wolne miejsce, obok pani profesor. Myślami cały czas był przy tej nowej. Stawiła mu opór.. Nie chciała, żeby się nią zajął... Postanowił, że albo sprawi, że sama go będzie prosić, by się nią zaopiekował, albo uprzykrzy jej życie w tej szkole. Na razie jeszcze nie wiedział, jak będzie z nią postępować. Najpierw wyciągnie jej pomocną dłoń. To od jej zachowania będzie zależało, jaki los sobie wybierze...


*******
Hej, hej, hej :) i jak Wam się podoba? ^^
Liczę na komentarze z opinią, co mam poprawić, czy zmienić, co Wam się podoba lub nie :)
Zapraszam również na mojego drugiego bloga:
http://w-swiecie-magii-zagubiona.blogspot.com

Pozdrawiam :*
/Annabeth